Zdarzyło się, że wyśmialiśmy Jacka Zielińskiego, który zapowiedział próbę odkurzenia Cetnarskiego, a pół roku później… musieliśmy obwołać dychę “Pasów” najlepszym piłkarzem rundy. Niedawno pochwaliliśmy Maków i jeszcze tego samego dnia Michał zabawił się w Tekkena – wyleciał z boiska już po siedmiu minutach i mocno utrudnił swoim kolegom zadanie, by nie powiedzieć: zawalił mecz. Wczoraj napisaliśmy, że nie ma opcji, żeby Piast zatrzymał się na Górniku i… było zupełnie odwrotnie. Gergel zmasakrował lidera. Takich przypadków moglibyśmy wymieniać tyle, że a) nam odpadłyby ręce od pisania b) wy zdążylibyście trzy razy usnąć chcąc to przeczytać c) ktoś musiałby beknąć za gigantyczny rachunek, który naliczyłaby sobie serwerownia za tak duży plik tekstu. Tak czy inaczej – klątwa Weszło działa. I niech zadziała i dziś, bo zastanawiamy się…
…czy ktoś powtórzy dziś wyczyn Gergela?
Wykluczone!
Aż przerwy zimowej?
Nierealne!
A do końca sezonu?
A w życiu! Nawet dłużej!
Ktoś udowodni nam, że nasze przewidywania możemy wsadzić psu w dupę?
Liczymy na to!
Dlaczego Legia jest podwójnie zmotywowana?
Bo nie gra o trzy punkty, ale o sześć (albo – nie gra o półtora punktu, a o trzy, zależy jak na to patrzeć). Tak czy inaczej – okazje, żeby zmniejszyć dystans do Piasta zdarzają się raz na ruski rok i Legia będzie grała na podwójnym gazie, żeby za wszelką cenę zbliżyć się do lidera na siedem punktów (lub jak kto woli – na trzy).
Czy Prusak będzie mógł już spokojnie umierać?
Bo tak miałoby się stać po tym jak spełniłby swoje dwa największe marzenia – mecz na stadionie Lecha (odhaczone) i zwycięstwo na stadionie Legii. To takie niecodzienne, kiedy piłkarz marzy o tym, żeby wygrać przy Łazienkowskiej. Nie na Camp Nou, nie na Old Trafford, nie na boiskach Bundesligi. Ale przy Łazienkowskiej. Sympatycznie.
Czy Kucharczyk i Duda na krytykę prezesa zareagują pozitiwnie?
Bo po publicznej burze ze strony prezesa można się podłamać, można też mieć wszystko gdzieś i zareagować nijak.
Nigdy tego nie robię ale…Ondrej i Kuchy katastrofa dzisiaj…bez środka pola i jednego skrzydła graliśmy
— B(L)1916 (@BL_1916) listopad 29, 2015
Kucharczyk od paru kolejek mocno spuścił z tonu, Duda – jak to Duda – w pewnym momencie swojej kariery swojego życia zdecydował, że nie wejdzie na wyższy poziom i uparcie się tego trzyma. Więcej o sezonie w wykonaniu Słowaka pisaliśmy TUTAJ.
Czy Piech wrócił do żywych?
Wszedł w starciu z Podbeskidziem z ławki – nie na ogon przy 3:0, ale w trudnym momencie, kiedy Legia przegrywała – i zaliczył pierwszy udany mecz w barwach stołecznego klubu od ostatniego najazdu Tatarów na Polskę. Asysta taka, że palce lizać. Być może Piech wznowi karierę, bo – po tym, ile gra w tym sezonie, ta informacja wydaje się dziwna – w poprzednim sezonie na wypożyczeniu w Bełchatowie zdobył 11 bramek. Wczoraj zachwycaliśmy się czterema golami Gergela, a przecież Piech ledwie parę miesięcy temu zrobił to samo. Gość umie grać w piłkę i nie powinniśmy go za wcześnie skreślać.
Czy polecieliście już do buka i zagraliście przeciwko Lechii, czy dopiero zamierzacie to zrobić?
Bo etatowy masakrator trener lechistów Thomas von Heesen po meczu z Lechem powiedział tak: – Musimy się szybko odbić od dna i przygotować pod Pogoń, by zagrać przynajmniej tak, jak w pierwszej połowie. Jeżeli pierwsza połowa meczu z Lechem jest jakimkolwiek punktem odniesienia, to musicie wiedzieć, że Niemiec chce zawojować szczecinian jednym strzałem na bramkę prosto w środek. Słaba to reklama meczu – to raz, dwa – Pogoń nie musi się szczególnie obawiać o tyły. Może grać swoje i skupić się na ofensywie, o ile…
…Pogoń w ogóle wie, gdzie celować?
Nie. Ostatnie trzy mecze szczecinian – bez goli. Trzy jeszcze poprzednie – ledwie dwie bramki. Pogoń nie wygrała od sześciu meczów i swoje wysokie miejsce w tabeli zawdzięcza tylko temu, że rywale nie są w stanie jej strącić. Zacięło się coś w tej drużynie i mimo że w meczach z Lechem i Śląskiem nie wyglądała źle, nie udało się nic wepchnąć do siatki. W ogóle nie zanosi się na to, że zobaczymy w Szczecinie grad goli. Biorąc pod uwagę ostatnią formę obu drużyn, to będzie jak nie przymierzając pojedynek bokserski ślepego i kulawego. Wygląda ona tak:
Jak często w Szczecinie przeklinają moment, w którym Zwoliński doznał kontuzji?
Tak z 236124 razy dziennie.
Czy Mila zagra najlepszy mecz w sezonie i dostanie za niego notę 5?
Mocno mu kibicujemy! W zanadrzu trzymamy dobre wino w wyczekiwaniu na moment, w którym ocenimy Sebastiana powyżej noty wyjściowej. Czemu wino? Bo im starsze tym lepsze. A wszystko wskazuje na to, że trochę sobie na degustację poczekamy.
Czy Broniszewskiemu pomogą niuanse i piłkarze kopną pół metra w prawo?
W katowickim „Sporcie” Marcin Broniszewski wypowiada się tak: – Długo współpracowaliśmy z trenerem Moskalem i jestem z nim zgodny. Ba, tez biorę odpowiedzialność za to, co się działo do tej pory. Kierunek obrany wcześniej był dobry. O wszystkim decydowały niuanse, które dobrze znamy – pół metra w prawo – bramka, pół metra w lewo – nie ma bramki.
Zaraz, zaraz. Czy to nie brzmi mniej więcej tak: „pracowaliśmy z trenerem Moskalem i wszystko było OK, on przypłacił głową za wyniki, a przecież to nie jego wina, że Brożek w kilku sytuacjach miał rozregulowany celownik albo że sędziowie niejednokrotnie zachowywali się jak parodyści. I że gdyby nie zwykły pech to dziś Moskala w Krakowie noszono by na rękach”? Wiadomo, że Broniszewski nie skrytykuje swoich pracodawców otwarcie w mediach – sam podłożyłby wtedy swoją głowę pod gilotynę – ale kto czyta między wierszami, ten doczyta się, że nowy trener Wisły nie jest zwolennikiem wyrzucenia Moskala, mimo że przecież dzięki niemu dostał życiową szansę.
Czy Broniszewski zdoła odmienić Wisłę?
W dwa dni? Nie żartujmy.
Jak blisko pierwszej ósemki może znaleźć się Lech?
Bardzo blisko. Jeżeli wywalczy na własnym stadionie trzy punkty a inne mecze ułożą się zgodnie z planem (Podbeskidzie nie wygra z Cracovią a Górnik Łęczna przegra z Legią), Lech zakotwiczy na… dziewiątym miejscu i będzie się już wręcz witał z gąską. Poznańska lokomotywa rozpędziła się na tyle, że prawie przeoczyliśmy, że za chwilę może być w górnej części stawki. A przecież dopiero co się wyprowadzała z czerwonej strefy.
Czy Urban skrytykuje natłok meczów w rozmowie przedmeczowej?
Tak.
Na konferencji po meczu?
Nie odmówi sobie tego.
Czy będzie zaczepiał reporterów, żeby powiedzieć dwa słowa o natłoku meczów?
Niczego nie wykluczamy.
Jak często podkreśli przy tym, że stosuje rotację?
Tak – na oko – raz na trzy wypowiedziane zdania.
Czy Cracovia przy Kałuży zna słowo „litość”?
Nie, w jej słowniku nie występują też ostatnio słowa „humanitaryzm”, „człowieczeństwo” i „miłosierdzie”.
A jakie w takim razie występują?
Hm, pomyślmy. Chłosta? Masakra? Krwawa orka? Może brutalne odprawianie rywali z kwitkiem? Wyniki mówią same za siebie. Pięć ostatnich meczów przy Kałuży to pięć zwycięstw „Pasów”. Co najmniej cztery z nich w spektakularnym stylu.
– 2:1 z Ruchem Chorzów,
– 5:2 z Lechem Poznań,
– 4:1 z Pogonią Szczecin,
– 4:1 ze Śląskiem Wrocław,
– 3:0 z Lechią Gdańsk.
Podróż do Krakowa to ostatnio jak stawienie się na ochotnika na egzekucję. Pozostaje tylko postawić pytanie, czy w Bielsku roi się od masochistów, czy…
…rzeczywiście może im się udać pokonać kata?
Nic nie jest przesądzone, kiedy mówimy o drużynie która spośród 20 zdobytych punktów aż 16 przywiozła z wyjazdów i generalnie im dalej od swojego stadionu, tym lepiej się czuje. Bielszczanie mogą nastawić się na wymianę ciosów. Sami wyznaczają dość wysoki pułap, jeśli chodzi o liczbę bramek w meczach z ich udziałem (2,71), ale Cracovia to prawdziwy kosmos (3,30, najwięcej w lidze). Do tego dochodzi magia stadionu przy Kałuży, na którym w dziewięciu meczach padło już… 35 bramek. Zapowiada się kanonada.
Czy Podoliński może mieć deja vu?
Może, bo Cracovia po jego odejściu wcale nie przeszła kadrowej rewolucji. Wręcz przeciwnie. Może poza Cetnarskim, który nagle wyrósł na najlepszego gracza ligi, a mało kto podejrzewałby go jeszcze o wynik – powiedzmy – trzech goli i czterech asyst w sezonie. Pozmieniało się tylko w obronie, odszedł Nykiel, Żytko czy Marciniak, na ich miejsce przyszli Wójcicki, Wołąkiewicz, do tego jeszcze Sandomierski na bramkę. Personaliami lepszymi dysponuje Zieliński, ale też nie jest to jakaś spektakularna różnica. U Zielińskiego zwyczajne coś odpaliło, u Podolińskiego nie mogło.
Fot. FotoPyk