Członkowie sztabu reprezentacji Polski mogli spoglądać na ten mecz z niepokojem. Szczególnie Tomasz Iwan, który pełni funkcję łącznika piłkarzy z selekcjonerem i pomagał już w organizowaniu niejednej imprezy. Dyrektor kadry miał prawo czuć się w ostatnich miesiącach zagrożony, bowiem Sebastian Mila doszedł do takiego pułapu, że mało brakowało, a przestałby się łapać nawet na trybunę VIP w Lechii i – jako że Nawałka nie chce z niego rezygnować – Sebek zwyczajnie mógłby zapolować na posadę Iwana. Ostatnio doszło jednak do przełomu. Von Heesen nareszcie przekonał się do „Milowego”.
Po niemal trzech miesiącach Sebastian wrócił do jedenastki Lechii. Przed tygodniem zagrał co prawda kompletną mizerię na tle Cracovii (0:3), ale zaufania nie stracił. Dziś niemiecki szkoleniowiec postanowił go przetestować na tle aktualnego mistrza i potencjalnego spadkowicza, czyli Lecha. Jak wyszło? Mimo szczerych chęci, trudno Sebastianowi dać za to spotkanie notę wyższą niż 3 lub 4. Czyli absolutnie przeciętnie, na poziomie ligowych średniaków, ale to i tak postęp w porównaniu z tym, co Mila dawał do tej pory. No i trzeba mu oddać – wywalczył wymusił karnego, co wielu zapisałoby mu jako asystę, gdyby Kuświk wykorzystał jedenastkę. Z konkretów jednak to by było tyle.
Jednego Mili odmówić nie można – starał się być pod grą. Pokazywał się kolegom. Próbował podłączać do akcji prawą flanką Stolarskiego. Nieźle też wyglądał w tłoku, zanim dochodziło do starć fizycznych. Po jednej z jego strat Lech ruszył z kontrą, której nie wykończył Gajos, ale – tu zgodzimy się z Maciejem Murawskim – można było odnieść wrażenie, że Lechii brakowałoby takiej „dziesiątki”, która połączyłaby Kuświka z resztą drużyny. Momentami ta współpraca wyglądała obiecująco, ale problem w tym, że – chyba zgodzi się z tym nawet sam Sebastian – te momenty były do bólu rzadkie. Od piłkarzy o jakości reprezentanta Polski czy byłego snajpera Ruchu trzeba oczekiwać tak z czterdzieści razy więcej. Tytułem uzupełnienia – Mila był też bliski asysty, gdy po jego wrzutce z rożnego Gerson strzelił tuż obok bramki. Wówczas krycie kompletnie odpuścił Tetteh.
W drugiej połowie Sebastian zgasł. Po prostu gościa nie było. W 72. minucie został zmieniony przez Michała Żebrakowskiego.
Jeszcze przed przerwą komentatorzy pół żartem mówili, że dziś reprezentanci – Mila i Peszko – dali kilka razy więcej niż w poprzednich spotkaniach, ale… Spójrzmy po prostu na wynik, policzmy ich udane zagrania, potem wróćmy do tej opinii, a na koniec po prostu spuśćmy zasłonę milczenia. Na razie trudno o nich powiedzieć, że są choćby solidnymi ligowcami.
Fot. FotoPyK