Reklama

Starcie Górników bez rozstrzygnięcia. Na remisach do pierwszej ligi?

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

28 listopada 2015, 18:14 • 2 min czytania 0 komentarzy

Zazwyczaj trochę żal nam drużyny, która traci bramkę i tym samym zwycięstwo w ostatniej minucie. Oczywiście nie zawsze, zwroty akcji na ostatniej prostej to piękna karta w historii futbolu, ale gdy mówimy o klubie, w którym przez słabe wyniki atmosfera robi się niezdrowa, najzwyczajniej w świecie życzymy mu przełamania. Pod to kryterium zdecydowanie podpada przypadek Górnika Zabrze, który dziś po golu w ostatniej minucie tylko zremisował z Górnikiem Łęczna, ale jeśli mamy być szczerzy, to akurat zabrzan nie jest nam żal nic a nic.

Starcie Górników bez rozstrzygnięcia. Na remisach do pierwszej ligi?

Dlaczego? Bo przez całe spotkanie zrobili ZDECYDOWANIE ZA MAŁO, byśmy mogli napisać, że zasłużyli na wygraną.

Kibice Górnika Zabrze – a także wszyscy, którzy zdecydowali się oglądać to spotkanie – mają pełne prawo czuć się oszukani. Przez cały tydzień podopieczni Ojrzyńskiego powtarzali, że pora na przełamanie, zapewniali, że będą gryźć trawę, że nikt nie będzie mógł odmówić im ambicji.

Sraty taty.

Sto razy większe zaangażowanie można było zobaczyć wczoraj przed sklepami przy okazji Black Friday. No i również w meczu Piasta, ale to trochę jak porównywać – jak mawia Jan Tomaszewski – spłuczkę klozetową z wodospadem Niagara. Panowie, wbrew pozorom ludzie czytają, co macie do powiedzenia, więc pamiętajcie o choćby minimalnej odpowiedzialności za słowa.

Reklama

Jezu, jaki to był daremny mecz. W pierwszej połowie przy dobrych wiatrach piłka mogła trzy razy wpaść do siatki. Próbowali Jeż, Nowak i Danch, dzięki czemu było co wrzucić do skrótu. Wszystkie te okazje wynikały ze stałych fragmentów gry. W zasadzie piłkarze mogli umówić się przed meczem, że w ogóle zrezygnują  z biegania, a zamiast tego – w ramach pierwszej połowy – obie drużyny wykonają po 10 rzutów wolnych. Zaoszczędzilibyśmy kilka minut i na pewno byłoby ciekawiej.

Po przerwie było lepiej. Podejrzewamy, że Jurij Szatałow – widząc poczynania gospodarzy – dał swoim piłkarzom pozwolenie na śmielsze ataki. Jeśli tak, to najbardziej do serca słowa trenera wziął sobie Tomasz Nowak. Wykreował kilka sytuacji, ale koledzy zawiedli. Górnik Łęczna przeważał jednak zdecydowanie.

A bramkę strzelił ten z Zabrza. Pojedynczy zryw, każdy z uczestników akcji dobrze odegrał swoją rolę. Włącznie ze Skrzypczakiem, który zdobył pierwszego gola w sezonie. Było to lekkie frajerstwo ze strony łęcznian, ale większym wykazali się później ich przeciwnicy. Sama końcówka, wyrzut z autu, zgranie z głową, gol.

Jeśli Górnik ma zamiar dalej w ten sposób walczyć o życie, to w Zabrzu już powoli mogą przygotować się na trupa.

jAGUtru (1)

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...