Dzień dla prawdziwych fanatyków ekstraklasy. Wielkie firmy grają w niedzielę, hit kolejki – czyli derby Krakowa – również odbędzie się dopiero jutro, za sobą swój mecz ma już także lider. Dziś mierzą się ze sobą głównie (poza Pogonią) zespoły z dolnej połówki tabeli, więc czas na typową ligową młóckę pełną centrostrzałów i podań do nikogo. Czyli to, co misie lubią najbardziej.
Czy Górnicy się rozstrzelają?
Fani bukmacherki mogą śmiało iść w kierunku overowego wyniku. Średnia gola w meczu z udziałem zabrzan? 2,56. Podobny wynik notują łęcznianie – 2,5 gola na spotkanie. Wcisnąć bramkę Górnikowi Zabrze to jak splunąć – tylko w jednym meczu tego sezonu zachowali czyste konto, do tego w ostatnich 66 spotkaniach tej ekipy nie padł bezbramkowy remis (za ekstrastats.pl). Pachnie nam tu wysokim rezultatem, tym bardziej, że gospodarze ruszą do ataku, bo punktów potrzebują jak ryba wody.
Czy Górnik odczuje brak Korzyma i Janoty?
Nie żartujmy, te absencje można rozpatrywać wyłącznie w kategoriach wzmocnień. Ale zanim na Śląsku kibice zaczną skakać pod sufit musimy nieco stonować nastroje: i tak nie bardzo jest kim ich zastąpić. O ile w środku pola Leszek Ojrzyński bez problemu załata tę „dziurę” – Janota i tak nie był piłkarzem pierwszego wyboru – o tyle na ataku nie ma zbyt dużego pola manewru. Widzimy tu dla Ojrzyńskiego dwie opcje: albo stawia na Szymona Skrzypczaka, który – nie chcemy się pastwić – do tej pory nas nie zachwycił (do tego przegrywał sportową rywalizację z Korzymem, a to o czymś to świadczy), albo rezygnuje z nominalnego napastnika i wystawia na szpicę Jeża lub Kwieka.
Czy Grzegorz Bonin stanie się najlepszym ekstraklasowym strzelcem Górnika Łęczna w historii?
Ta informacja na pewno zmieni wasze życie. Jeśli Bonin strzeli dziś gola, wyrówna klubowy rekord bramek w ekstraklasie. Obecnie z wynikiem 12 goli na czele jest Fedor Cernych.
Czy w Niecieczy znów zawstydzą Polską Ligę Hokeja?
Bo po tym, co tydzień temu działo się w Niecieczy, w kompleksy mógłby popaść niejeden hokeista. Osiem bramek na otwarciu stadionu – nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby dziś ten wynik został powtórzony choć w połowie. A o strzelaninę będzie nieco ciężej, bo do składu wraca Pavol Stano i jednocześnie wypada z niego Michał Markowski, którego zdążyliśmy już obwołać nowym Boliguibią Ouattarą. W meczu z Piastem lepiej od niego broniłby zaparkowany w szesnastce 25-letni Polonez Caro. Albo strach na wróble. Albo peerelowska szafa. Cokolwiek. We wtorek podliczyliśmy jego statystyki i wyglądają one brutalnie. Gwoli przypomnienia:
Z nim w składzie: 6 spotkań, 0 zwycięstw, 1 remis, 5 porażek, 11 straconych goli.
Bez niego: 10 spotkań, 5 zwycięstw, 3 remisy, 2 porażki, 12 straconych goli.
Stano to chyba jednak nieco pewniejszy wybór.
Czy do Białegostoku znów będzie wracał smutny autokar?
Bo „Jaga” w delegacjach dostaje notorycznie w papę. W tym sezonie wygrali na boisku rywala jedynie raz, w sierpniu. I możemy sobie tylko wyobrażać, jaka atmosfera panuje w klubowym autokarze podczas długich powrotów do Białegostoku. A moment na to, żeby zapunktować jest idealny – przed tygodniem „Jagiellonia wreszcie się przełamała, dziś rywala ma wymagającego, ale jak najbardziej do ogrania.
Czy w Śląsku wróci optymizm?
Bo jeśli na jego brak narzeka wiecznie roześmiany od ucha do ucha trener Pawłowski, w szatni Śląska faktycznie musi panować stypa. Pawłowski wygląda nam na gościa, który beczkę kręciłby sobie nawet tuż przed wejściem na krzesło elektryczne i bynajmniej nie piszemy tego w złym kontekście, to bardzo pozytywna cecha. Ale powodów do radości we Wrocławiu zbyt wiele nie ma. Dość powiedzieć, że ostatnie zwycięstwo Śląska miało miejsce 12 września. Tak dawno, że już prawie o nim zapomnieliśmy.
Czy Pogoń bez Zwolaka umie w ogóle strzelać?
Zdobycz strzelecka Pogoni w ostatnich dwóch meczach, które z powodu urazu musiał opuścić Zwoliński? Żadna. OK, nie można powiedzieć o rywalach, że to byle ogórki, ale mimo wszystko – coś można było strzelić. W meczu z Legią ofensywa w ogóle nie dojechała, w spotkaniu z Lechem szczecinanie stworzyli sobie kilka okazji, ale żadnej nie umieli zamienić na gola. Kogo wystawilibyśmy na atak? Dwaliszwili rozczarowuje nas okrutnie i skłanialibyśmy się bardziej ku Listkowskiemu. Póki co nie pokazał zbyt wielu atutów, ale nie zapominajmy, że to jeszcze młokos (rocznik 1998). Okrzepnie, nabierze pewności siebie, w końcu odpali.
Fot. FotoPyk