Reklama

Puchar Polski nie idzie w parze z ligą. Sosnowiec musiał przegrać.

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

22 listopada 2015, 18:26 • 3 min czytania 0 komentarzy

Bogusław Leśnodorski napisał w trakcie meczu Wisły Płock z Zagłębiem Sosnowiec, że grać co trzy dni w Ekstraklasie jest trudno, a na zapleczu praktycznie niemożliwe. Beniaminek pierwszej ligi robi w tym roku show: awansował do półfinału Pucharu Polski i jest w ścisłej czołówce tabeli. Ale po raz kolejny, gdy przychodzi mu grać zaraz po krajowym pucharze, przegrywa. Z czterech takich meczów wyniósł skromny punkt.

Puchar Polski nie idzie w parze z ligą. Sosnowiec musiał przegrać.

Podopieczni Marcina Kaczmarka – dziś prowadzeni przez asystenta ze słuchawką w uchu, przyjmującego komendy od zawieszonego trenera – mieli nieco ułatwione zadanie. Goście z Sosnowca byli przemęczeni czwartkowym rewanżem z Cracovią i kolejną podróżą. Dokonali sześciu zmian w składzie, ale i tak musieli rozsądnie gospodarować siłami. Chcieli zaskoczyć rywala, już na dzień dobry Arak trafił w poprzeczkę, a to rywal zaskoczył ich. Reca, m.in. którego obserwowali skauci, wykończył dośrodkowanie Stefańczyka. Bardziej pechowego startu Zagłębie nie mogło sobie wyobrazić.

Sosnowiczanie, mimo niekorzystnego wyniku, nie szli na otwartą wymianę ciosów. Wiedzieli, że mogą pożałować, że trzeba przede wszystkim zabezpieczać tyły. W międzyczasie Mroziński zastąpił kontuzjowanego Stefańczyka i to on pomógł gościom: fatalnie wybił piłkę pod nogi Araka, ten od razu wypuścił Fonfarę, który wyrównał akurat na przerwę. To, co wydarzyło się w ciągu tej pauzy u gospodarzy, pozostanie pewnie tajemnicą. Wisła wróciła jednak natchniona: przez dziesięć minut doszła do bodaj siedmiu okazji podbramkowych, jedną wykorzystał Lebedyński. Natomiast Mroziński zrehabilitował się tak, że asystę zaliczył i przy drugim, i przy trzecim golu. Gospodarzy oglądało się naprawdę dobrze, Ekstraklasa coraz bliżej.

A goście? Potwierdziło się, że Puchar Polski im nie służy w kontekście ligi. Już wcześniej, mając mecz w środku tygodnia, zaraz potem przegrali u siebie z Wigrami 2:3, zremisowali w Nowym Sączu 3:3 i polegli w Ząbkach 1:4. Dziś kolejne trzy gole w plecy. W drugiej połowie, zamiast gonić, nie stwarzali sobie żadnych szans. Sebastian Dudek w końcówce odstawił taką symulkę, że nawet słowem się nie odezwał przy kartce. Zagłębie postraszyło lidera tylko przez chwilę, piłkarsko odstawało w wielu elementach. Wciąż jednak liczy się o awans: strata do wicelidera to tylko trzy punkty, przy rozegranym jednym meczu mniej.

**

Reklama

Co w pozostałych spotkaniach tej kolejki? O popisie Krzysztofa Nykiela w piątkowym meczu Zawiszy z Arką pisaliśmy tutaj. W sobotę działo się jeszcze więcej: w końcu przełamała się Olimpia Grudziądz, i to z przedostatnim Rozwojem, mając już na ławce Jacka Paszulewicza, a w doliczonym czasie gry jedynego gola w Suwałkach zdobył niezawodny Grzegorz Goncerz. To samo, tyle że dzień później, zrobił Zawistowski dla Chojniczanki w meczu z Miedzią.

Prawdziwe pogromy obserwowaliśmy i w Głogowie, i w Ząbkach. Najpierw Chrobry, remisując do przerwy 1:1, rozsmarował Kluczbork 5:1 z hat-trickiem Macieja Górskiego, potem – Dolcan, z takim samym wynikiem po 45 minutach, ograł Pogoń Siedlce 6:1. Na górze tabeli znowu więc bardzo silny ścisk, zwłaszcza po straconych przez Arkę punktach. Ósmy Bełchatów traci tylko sześć punktów do drugiej Arki.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...