W tym sezonie Ekstraklasa słynie z pięknych historii i z drużyn, które na przekór wszystkim naprawdę bardzo dobrze grają w piłkę. Wielu trenerów wykonuje świetną robotę i wykręca ze swoimi zespołami wyniki ponad stan. No bo kto przed sezonem wierzył, że po półmetku pierwszej fazy rozgrywek Piast będzie liderem z ośmiopunktową przewagą? I kto spodziewał się, że wcześniej regularnie obijana Cracovia przez dłuższy czas będzie się utrzymywać na pudle? Wreszcie, kto dawał jakiekolwiek szanse zdziesiątkowanej latem Koronie? A jeśli komuś jeszcze mało, to właśnie utwierdziliśmy się w przekonaniu, że do wspomnianej grupy pozytywnych zaskoczeń trzeba dopisać też chorzowski Ruch. I, kto wie, czy dokonania Waldemara Fornalika nie są tutaj najbardziej imponujące.
Po wczorajszym zwycięstwie “Niebiescy” wskoczyli na czwarte miejsce w tabeli. Dziś może ich wyprzedzić jeszcze Pogoń Szczecin, co jednak w żadnym stopniu nie umniejsza sukcesu Fornalika. Żeby zobrazować robotę, jaką wykonał w Ruchu, przyjrzyjmy się zawodnikom z pola, którzy w sobotę rozgromili w Łęcznej miejscowego Górnika. Na boisku oglądaliśmy:
– Michała Koja, który przez cały zeszły sezon rozegrał w barwach Pogoni ledwie dwa mecze, obydwa zakończone porażkami.
– Mateusza Cichockiego, który poprzedni sezon spędził na zapleczu Ekstraklasy w barwach Dolcanu. Czyli w średniaku I ligi, który co prawda skończył rozgrywki na szóstej pozycji, ale do miejsca premiowanego awansem zabrakło mu aż 23 punktów.
– Macieja Iwańskiego, czyli 34-latka, który po zeszłym sezonie został na bruku, bo Podbeskidzie nie zdecydowało się zaproponować mu nowej umowy.
– Kamila Mazka, który jesień zeszłego roku spędził w Dolcanie, a wiosną w barwach Ruchu nawet nie powąchał murawy.
– Mariusza Stępińskiego, który zeszłoroczny pobyt w Wiśle kończył jako rezerwowy z bilansem 25 meczów i dwóch goli.
– Patryka Lipskiego, który w zeszłym sezonie we wszystkich rozgrywkach w barwach Ruchu rozegrał ledwie minutę.
– Marka Szyndrowskiego, czyli 35-latka, który w zeszłym sezonie we wszystkich rozgrywkach rozegrał siedem spotkań (i dwa razy pojawił się na boisku na minutę).
– 38-letniego Łukasza Surmę, 37-letniego Marka Zieńczuka i 31-letniego Rafała Grodzickiego, którzy w zeszłym sezonie także reprezentowali barwy Ruchu.
Zastanawiamy się, czy jakikolwiek trener z Ekstraklasy chciałby się przed sezonem zamienić z Waldemarem Fornalikiem na wyjściowe jedenastki. Być może Marcin Brosz, ale i tu nie mamy pewności. Tak naprawdę były selekcjoner reprezentacji Polski na nowo definiuje wykręcanie wyników ponad stan. Czwarte miejsce w rozgrywkach zrobione z ludźmi, którzy jeszcze niedawno nie znaczyli zupełnie nic lub byli na wielkim zakręcie, to naprawdę nie lada wyczyn.
Dziś można z uznaniem zwracać uwagę na doskonałe połączenie w chorzowskiej jedenastce rutyny i młodości. Analizować, że we wczorajszym meczu w wyjściowym składzie w polu zabrakło piłkarzy z przedziału wiekowego 24-30, bo pięciu było młodszych i pięciu starszych. Można zauważyć, że Łukasz Surma ma tylko o trzy lata mniej, niż Mariusz Stępiński i Patryk Lipski łącznie. Wreszcie można pomału zacząć liczyć pieniądze z przyszłych transferów chorzowskiej młodzieży, bo optymistycznych prognostyków przecież nie brakuje. Wspomniany Stępiński w czternastu meczach zdobył już dziewięć goli, a Lipski strzelił dwie bramki, zaliczyli cztery asysty i aż pięć kluczowych podań. Nie mamy najmniejszych wątpliwości, że w niedługim czasie budżet Ruchu może zostać znacząco podbudowany właśnie dzięki tej rewelacyjnej dwójce.
W kontekście świetnej gry Ruchu mamy też inne spostrzeżenie. Jak przy Fornaliku wygląda taki Tadeusz Pawłowski ze Śląska, który regularnie narzeka w mediach na wąską kadrę i letnie osłabienia w drużynie? Osłabienia, w ramach których Picha i Marco Paixao wymieniono mu na Kiełba, Bilińskiego i Kokoszkę. Skoro Pawłowski wylewa co tydzień żale w mediach, to Fornalik miałby prawo wpaść w prawdziwą histerię, publicznie rwać włosy z głowy i uderzać czołem w ściany klubowego budynku. On jednak wolał zakasać rękawy i poukładać drużynę z zawodników, których miał do dyspozycji. W cztery miesiące wypromował kilku piłkarzy, innych reaktywował, a z Mariusza Stępińskiego zrobił nawet reprezentanta Polski. A wszystko to przy naprawdę dobrych wynikach w lidze, za co należy mu się wielki szacunek.
Fot. FotoPyK