Niedawno pisaliśmy o konferencji zwołanej przez piłkarzy Stomilu Olsztyn, która brzmiała jak desperackie wołanie o pomoc. Niektórzy z nich mówili, że nie mają nawet kasy na opłacenie przedszkola dla swoich dzieci. Zapowiedzieli, że jeśli nic się w tej materii nie zmieni, wystąpią o rozwiązanie kontraktu. Krótko mówiąc: sytuacja zobrazowana przez zawodników wyglądała dramatycznie. I zdaje się, że w żaden sposób nie została przejaskrawiona.
No bo jak inaczej nazwać sytuację drużyny, która trenuje w takich warunkach?
Gdybyś ktoś nie był świadomy, to jest boczne boisko Stomilu.
Zastanawiamy się, czy nie lepiej by było, gdyby któryś z piłkarzy zorganizował zajęcia na swoim podwórku. Warunki raczej nie byłyby gorsze. Ta murawa – że ją tak roboczo nazwiemy – bardziej przypomina nam rolnicze wykopki niż murawę właśnie. Lubimy czasem pozwiedzać różne kartofliska z najniższych klasach rozgrywkowych – takie nietypowe hobby – ale umówmy się: 1. liga to nie jest najniższa klasa rozgrywkowa. Przypominamy: mówimy o klubie, który występuje na zapleczu Ekstraklasy. I to takim, który jest w czołówce tabeli, z realnymi szansami na awans.
Stomil to w tej chwili absolutny golas bez grosza przy duszy. Zawodnicy straszą, że rozwiążą umowy, a właściciele… nabrali wody w usta. Jak to się wszystko skończy? Nie chcielibyśmy być złymi prorokami, ale obawiamy się, że nie najlepiej. Podobno w czwartek klub z Olsztyna otrzymał pożyczkę od firmy zewnętrznej, która została jednocześnie jego prokurentem, ale każda pożyczka ma to do siebie, że trzeba ją kiedyś spłacić.
W każdym razie – mamy nadzieję, że Stomil jednak wyjdzie na prostą. Bo na razie wygląda to bardzo nieciekawie.