Dwa kwadranse – przez tyle mecz Legii z Chojniczanką trzymał nas w napięciu. Na tyle sił mieli goście z Chojnic, tak długo kaleczyła obrona wicemistrza Polski. Sensacji jednak nie było, wkrótce pierwszoligowiec został przyparty do lin i zbierał kolejne razy zgodnie z przewidywanym scenariuszem.
Zaczęło się naprawdę intrygująco, bo przecież kto postawiłby, że Chojniczanka obejmie na Łazienkowskiej prowadzenie, zgarnąłby niezłą sumkę. Dał się ograć nieprzekonujący nawet na tle takiego rywala Kopczyński, Mikita strzelił w słupek, a futbolówkę dobił do siatki niepilnowany Rybski. Miał do pewnego czasu były widzewiak jakiś przedziwny patent na to, by pozostawać w polu karnym Legii nieuchwytnym, bo w siedemnastej minucie – tak tak, to zdarzyło się naprawdę – mógł, a może nawet powinien, podwyższyć wynik na 0:2. Mniej więcej siódmy metr, kilku defensorów w białych koszulkach wolało kryć powietrze, a nie jego. Chłop głową uderzył jednak tak fatalnie, że przypomniał wszystkim dlaczego nie zagrzał dłużej miejsca w Ekstraklasie.
I to by było właściwie na tyle jeśli chodzi o hasanie Chojniczanki – coś zdziałał wspomniany Rybski, aktywny próbował być Mikita (także jeśli chodzi o wywracanie się w polu karnym), brał odpowiedzialność za grę Niedziela, ale tak naprawdę wkrótce zaczął się trening Legii. Ni mniej ni więcej, a gierka, w której jedni nieustannie się bronią, drudzy trenują atak pozycyjny, grę pod polem karnym i strzały. Trafił Vranjes po przytomnym zgraniu Prijovicia, trafił potem sam Prijović. Brzyski strzelił tak piękną bramkę, że istniało poważne ryzyko, że tak naprawdę chciał wrzucać – zrobiło się 3:1, pełna plaża w kontekście dwumeczu. Dziękujemy, możecie przełączyć na transmisję z wirowania pralki, emocji powinno być więcej.
Po przerwie wszystko w tym samym schemacie: a to strzelał Kucharczyk, a to Guilherme. A to szukał gola wprowadzony Żyro, a to pod bramką Chojniczanki robiło się takie zamieszanie, że Hładun musiał popisywać się ekwilibrystyczną paradą by nie dopuścić do samobója. W końcu rezultat na 4:1 podwyższył Nikolić (też dziś w roli zmiennika), który udowodnił, że na ławce węgierskiej kadry nie zapomniał jak się strzela bramki.
Mecz bez historii, ze słabą frekwencją, w którym szybko zaczęło się robić nudno. Wszyscy zapomną o nim jutro? Na pewno chciałby tego Furman, który zszedł z kontuzją. Sfaulowany został brutalnie w momencie, gdy było pozamiatane, naprawdę brzydki, głupi faul. Odpowiedział podobnym w końcówce Vranjes i wyleciał z czerwoną kartką. Tak czy inaczej trening otwarty z udziałem publiczności i przy sztucznym oświetleniu kończy się w pełni zasłużonym awansem Legii. Chojniczanka chyba i tak wycisnęła maksimum z tego dwumeczu, pretensji tam nikt do nikogo mieć nie będzie.
Fot. FotoPyK