– W Polsce nie ma zbytnio rozbudowanego skautingu, nie oszukujmy się. Różnimy się wciąż od zachodnich klubów, które rozgrywają to w zupełnie innym stylu. Spójrzmy na Anglię i zadajmy sobie pytanie, czy mamy punkty wspólne. Może i mamy, jeden. Hasło “skauting”, bo też coś próbujemy. My w Piłkarskim Diamencie chcemy to usprawnić i dać szansę talentom, które zasługują, by wypłynąć – tłumaczy Andrzej Zamilski, mistrz Europy z polską młodzieżówką U-16 i juror drugiej edycji Piłkarskiego Diamentu (tutaj możesz się zarejestrować).
Formuła programu uległa dość dużej zmianie, bo nie skupiacie się już na jednej pozycji.
Program działał już dwa lata temu, choć trochę na innych zasadach. Moim zdaniem najtrudniej znaleźć skutecznego strzelca. Wybieraliśmy napastnika, a tym razem szukamy trzech typów piłkarzy: bramkarza, gracza defensywnego i ofensywnego. Spodziewamy się sporej rzeszy zgłoszonych ludzi, bo na bieżąco śledzimy liczbę rejestracji. Podzieliliśmy wszystko logicznie na formacje, a za wszystko odpowiadają ludzie, którzy z niejednego pieca chleb jedli. Mają wielką praktykę zawodową, także w trenerce. Kowalewskiego, Juskowiaka i Magiery nie trzeba nikomu przedstawiać.
Co było dla pana decydującym czynnikiem przy podejmowaniu decyzji o wzięciu udziału w Piłkarskim Diamencie 2.0?
Argumentów „za” było naprawdę dużo. Rozbudowano m.in. elementy takie jak fizjologia czy psychologia, gdzie też mamy znakomitych fachowców. Sam patrzę na to wszystko z olbrzymią ciekawością, bo jesteśmy w uprzywilejowanej sytuacji. Użytkownik, tzn. gracz, rejestruje się i ma możliwość wrzucania swoich filmików. My z kolei już na tym możemy wstępnie ocenić, kto ma smykałkę do grania. Rozpiętość wiekowa jest dosyć spora, ale nie mam wątpliwości, że sobie z tym poradzimy. Oczywiście jest to wyzwanie, bo spotkamy się z rzeszą zawodników jeszcze nieukształtowanych. Juniorów, którzy będą mierzyć się z seniorami. Poprzeczka jest bardzo wysoko zawieszona dla wszystkich, ale nie mam wątpliwości – talent może tkwić w ludziach w wieku 22 lat. Robert Lewandowski rozwinął się już jako dorosły człowiek. To idealny przykład.
Mówimy jednak w tym wypadku o absolutnym fenomenie.
Uściślijmy jedną rzecz, skoro odwołałem się już do Roberta. U nas po prostu nie dojdzie do sytuacji, w której pominiemy kogoś, kto zasługuje na szansę. To niemożliwe. Mamy duży sztab.
Nagroda w postaci 25 tysięcy złotych na pewno działa na wyobraźnie.
Atutem tej edycji jest przede wszystkim Piast Gliwice. Kapitalnie się złożyło, że liderują w ekstraklasie, mają bardzo dobry skauting, znają się na rzeczy. Nasi wybrani uczestnicy wyjdą na jedno boisko z graczami Piasta i trening będzie najlepszą weryfikacją, czy są gotowi do gry na tym szczeblu rozgrywkowym.
A da się być gotowym przy – dajmy na to – przeskoku z okręgówki do ekstraklasy?
Trening profesjonalny to zawsze duża zmiana. Inna, wyższa częstotliwość. Większe wymagania, lepsi partnerzy, wyszkolenie techniczne. Już na wstępie każdy będzie mógł się wiele nauczyć. Poobserwować. Jestem przekonany, że adaptacja jest możliwa. Bywa tak, że niektórzy zawodnicy mają kompletnie splątane nogi. W pierwszej edycji wywracali się przy nas na piłce. Sama świadomość, że wreszcie można się pokazać niektórych… zabija. Dostajemy wtedy bardzo szybko odpowiedź, czy ktoś jest gotowy na robienie prawdziwej kariery i niestety – tacy ludzie odpadają. Nie ma rzeczy niemożliwych, więc i tak wierzę w przeskok z A-klasy do ekstraklasy w kilka tygodni. Cenię sobie bardzo fakt, że w Piłkarskim Diamencie nie uczestniczą agenci, prezesi macierzystych klubów… Zero chaosu – piłkarz ma tylko pokazać klasę i potencjał.
Wydaje się pan bardzo dużym optymistą…
W Polsce nie ma zbytnio rozbudowanego skautingu, nie mamy się co oszukiwać w tym względzie. Różnimy się wciąż od zachodnich klubów, które rozgrywają to w zupełnie innym stylu. Spójrzmy na Anglię i zadajmy sobie pytanie, czy mamy punkty wspólne. Może i mamy, jeden. Hasło “skauting”. My w Piłkarskim Diamencie chcemy to usprawnić i dać szansę talentom, które zasługują, by wypłynąć. Inna sprawa, że angielska, włoska, francuska to najlepsze ligi świata. Oni już praktycznie znaleźli wszystkich. Docierają wszędzie. My nie jesteśmy top 5 na kontynencie, więc zdolnemu chłopakowi łatwiej jest wejść do najwyższej klasy rozgrywkowej. Najlepiej podsumowują nas europejskie puchary, więc mamy prawo myśleć, że świeża krew jest w stanie tu coś zmienić.
I tak progres jest ogromny, jeśli porównamy wyszukiwanie talentów do początku lat 90-tych, kiedy np. zdobywał pan złoto z reprezentacją Polski U-16 na Mistrzostwach Europy w Turcji w 1993 roku.
Dokładnie. Zawodnicy są przynajmniej obserwowani w kategoriach U-13, U-14. Do kadr wojewódzkich bierze się jednak w pierwszej kolejności chłopców ze szkółek, które mają wyrobioną markę. Nie chcę podpadać trenerom, ale przez to na pewno ktoś gdzieś się może zawieruszyć. W małej miejscowości, w malutkim zespole. A można ich mieć za czapkę gruszek.
Nabór do juniorów w naszej ekstraklasie też uległ zmianie.
Nie dochodzi już do sytuacji, które pamiętam z własnej pracy w Marymoncie, Polonezie czy Polonii Warszawa. Trampkarz nie może sobie po prostu przyjść na trening i zostać. Teraz organizuje się testy wstępne i selekcja jest prowadzona szczegółowo. Pamiętam, że brało się każdego, kto tylko wykazywał chęć do gry, ale ten bałagan już ukrócono. Śmieszne sytuacje dzieją się z kolei na orlikach. Całe szczęście, że są chłopcy, którzy chcą na nich grać, ale np. często za ogrodzeniem stoi sobie pewien Januszek. Ojciec, wujek, nie wiadomo kto. Ignorant futbolowy, który wychodzi z własną inicjatywą. I dyktuje swojemu dziecku np. “Tu idź w prawo, tam w lewo, podaj tak, a nie tak, sfauluj”.
Ojciec nie tylko może doradzić w kwestii decyzji boiskowych, ale i w wyborze… narodowości.
Spotkałem ostatnio Macieja Chorążyka, z którym leciałem do Szkocji. Znamy się jeszcze z pracy w PZPN-ie. Tłumaczył, że sytuacja w obserwowaniu graczy komplikuje się też ze względu na pewne regulacje prawne. Ktoś, kto ma polski paszport, może przecież śmiało zagrać w dorosłej reprezentacji innego kraju. Nawet jak grał w naszej młodzieżówce. Problemów z dwunarodowościowymi zawodnikami nie unikniemy, bo on może i tak czmychnąć do Niemiec, jeśli ma korzenie i uzna, że ma tam większą szansę rozwoju. To przepisy, które są przede wszystkim ustawione pod Afrykę. Tam z kolei naturalne jest, że jak ktoś nie przebije się np. do kadry Francuzów, skorzysta z luki prawnej i po grze np. w U-17 Tricolores, wędruje do Gwinei czy Beninu.
Andrzej Juskowiak tłumaczył nam, że kiedyś łatwiej było się wypromować, bo przynajmniej… nikt nie kombinował i nie pompował swojego gracza. Tak jak robią to dziś agenci.
Agenci myślą o korzyściach materialnych . Trzeba się z tym pogodzić. Chcą wrabiać w coś zawodnika, mieć do niego prawa, wiązać się umową. Oczywiście nie mówię, że jest tak z większością ludzi z tej branży… Intrygujący jest natomiast fakt, że na rozgrywkach wojewódzkich nie uświadczymy teraz normalnej publiczności. Tam siedzą sami menedżerowie! To samo z meczami międzypaństwowymi. W Anglii młodzieżówka to świętość, ludzie tym żyją. Sami są ciekawi, jakie produkty zobaczą za kilka lat w seniorach.
Wracając jeszcze do Juskowiaka. Tłumaczył, że po prostu jego trener widział w nim potencjał i sam postanowił wziąć sprawę w swoje ręce. Zadzwonił z Gostynia do Poznania i oświadczył: „Mamy tu super chłopaka, bierzcie go!”.
Miałem podobną sytuację z Kubą Błaszczykowskim! To nie ja go znalazłem. Mówi się, że jest z Częstochowy, a przecież dorastał w malutkiej miejscowości. Dostałem nagle cynk: – “Andrzej, słuchaj. Mamy tutaj pewną osobę. Po prostu spróbuj, zobacz go”. Dosłownie jak z „Jusko”. Dzięki takim telefonom ma się też często łut szczęścia. Odkrywa się kapitalnego piłkarza, bo takim Kuba jest. Wielka kariera, podpora reprezentacji. Zarekomendowano mi go z dobrego serca, bo komuś zależało, żeby ten chłopak nie utknął gdzieś bez możliwości pokazania się szerszej publiczności. Brawa dla takich ludzi!
Aby dowiedzieć się więcej o nowej edycji Piłkarskiego Diamentu i zarejestrować się – KLIKNIJ TUTAJ