Reklama

Bratankowie dołączają do elity. Węgry wreszcie opuściły piłkarski grajdoł

redakcja

Autor:redakcja

16 listopada 2015, 00:13 • 2 min czytania 0 komentarzy

Ostatni raz na wielkiej imprezie widzieliśmy ich dwadzieścia dziewięć lat temu, a były to mistrzostwa świata w Meksyku. Jeszcze więcej, bo aż czterdzieści cztery, czekali na powrót na arenę europejską. Po latach niebytu, latach kompletnej szarzyzny i futbolowego wykolejenia, wracają. Może nie w wielkim stylu, bo po barażach, ale mają upragniony awans na Euro 2016. Dołączają do nas bratankowie. Węgrzy też zapracowali na bilety do Francji. 

Bratankowie dołączają do elity. Węgry wreszcie opuściły piłkarski grajdoł

Najpierw było skromne, jednobramkowe (1:0) zwycięstwo na trudnym terenie w Oslo, a dzisiejszej nocy przypieczętowanie (2:1) w Budapeszcie. Stolicy, która dziś nie będzie miała zamiaru szybko tulić się do poduszki. Ostatnie sukcesy węgierskiej reprezentacji, która wiele lat temu była przecież światową potęgą, pamiętają tylko jej najstarsi mieszkańcy. Na ostatnim Euro, na którym wystąpili, w 1972 roku, zajęli czwarte miejsce. Tym razem doszli do baraży, a los dopomógł przypisując jednego z potencjalnie najsłabszych przeciwników, jakim z czystym sumieniem można nazwać Norwegię. I udało się.

Tylko pięciu z dzisiejszych węgierskich kadrowiczów było na świecie, kiedy poprzednia generacja rozgrywała mecze na mistrzostwach świata w 1986 roku. Spośród nich tylko jeden wybiegł w wyjściowym składzie. To Gabor Kiraly, który tamte wydarzenia powinien pamiętać bez większych problemów. Miał bowiem dziesięć lat. W reprezentacji stuknęło mu sto meczów, ale jak do tej pory żadnego z nich nie dane było mu rozegrać na wielkiej imprezie. Jego legendarne szare dresy oglądaliśmy tylko w eliminacjach i meczach towarzyskich. Teraz, jeśli oczywiście otrzyma powołanie, bo w momencie rozpoczęcia mistrzostw będzie panem po czterdziestce, nareszcie zyskają szerszą publikę.

Dziś bohaterem był przede wszystkim zdobywca bombowej, pierwszej bramki Tamas Prskin. Pozostałe dwa gole, w tym jeden samobójczy, zapisane zostały Norwegom. Warto jednak podkreślić, że w wyjściowej jedenastce Madziarów było trzech naszych doskonałych znajomych – Gergo Lovrencsics, Tamas Kadar i Richard Guzmics. Ten pierwszy miał jedną świetną okazję do zdobycia bramki. Całe spotkanie na ławce rezerwowych znów przesiedział niestety Nemanja Nikolić, ale drużyna – jak widać na wyżej załączonym obrazku – doskonale radzi sobie bez swojego najskuteczniejszego w piłce klubowej napastnika.

Czego można spodziewać się po nich na samym turnieju? Pewnie niczego wielkiego, maksymalnie wyjścia z grupy. Sam awans jest wielkim sukcesem, ale nie ma mowy o jakiejś wielkiej generacji. Raczej przebłysku solidnych wyrobników, którym króluje Balazs Dzsudzsak. Naprawdę, prze piłkarz. Tak, czy inaczej: powodzenia i gratulujemy! We dwójkę będzie raźniej!

Reklama

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
3
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Komentarze

0 komentarzy

Loading...