Karim Benzema na własne życzenie przeżywa w ostatnich tygodniach paskudny czas, ale nie oszukujmy się – kretyńskie wybory niosą za sobą konsekwencje. Nie wiadomo jeszcze, jakie będą dokładnie, ale gdyby Francuz miał trafić do więzienia, nie będzie pierwszym piłkarzem, który zapisze w swoich papierach paskudną kartę.
Za „próbę szantażu i udział w grupie przestępczej” Benzemie może grozić pięć lat odsiadki. To, czego miał dopuścić się Francuz względem kolegi z reprezentacji brzmi o tyle obrzydliwie, co absurdalnie, kiedy weźmiemy pod uwagę zarobki gwiazdy Realu Madryt. I chociaż chwilę zastanowimy się, ile może przez to stracić.
Snajper „Królewskich” najwyraźniej niezbyt długo myślał nad skutkami. Zresztą nie on pierwszy, i pewnie nie ostatni. Piłkarzy, którzy mają na swoim koncie konflikt z prawem, kończący się odsiadką, było już kilku. Dla przykładu:
RENE HIGUITA
Bramkarska legenda, autor słynnej obrony „skorpionem” na Wembley, nawijania napastników przed własnym polem karnym, strzelania bramek z rzutów wolnych i stylu, który nawet w szalonej Kolumbii lat dziewięćdziesiątych czynił z tego piłkarza prawdziwego ekscentryka.
Trudno powiedzieć, czy więcej można napisać o jego boiskowym szaleństwie, czy o tym, które pokazywał po zdjęciu rękawic.
Najczarniejszy epizod, który skończył się siedmiomiesięczną odsiadką, dotyczył oskarżenia o udział w porwaniu córki narkotykowego barona Carlosa Moliny. Higuita miał pomagać w dostarczeniu okupu i dostać za to 64 tysiące dolarów. Cóż, w niektórych przypadkach miejsce urodzenia może mocno zdeterminować przyszłość człowieka. A Medellin sprzed kilku dekad nie miało wiele wspólnego z kloszem, pod którym dorastali kolejni młodzi i ułożeni chłopcy z dobrych rodzin. To akurat chyba się nie zmieniło.
TONY ADAMS
Pseudonimu „Mr. Arsenal” nie dorobił się dlatego, że zagrał w barwach „Kanonierów” kilka dobrych spotkań. Adams spędził w klubie z północnego Londynu całą karierę, wystąpił w ponad 600 spotkaniach, był też kapitanem reprezentacji Anglii. Problemem w jego przypadku był alkohol.
W 1990 roku został zatrzymany przez policję po tym, jak po pijaku wjechał samochodem w mur przy swoim domu. Sąd wymierzył mu karę 4 miesięcy pozbawienia wolności, ale obrońca został wypuszczony po odsiedzeniu 60 dni. W ciągu 24 godzin zameldował się na treningu rezerw Arsenalu, a niecały miesiąc później wrócił do kadry Anglii.
Adams wygrał z uzależnieniem, do którego przyznał się w 1996 roku. Grał jeszcze przez 6 sezonów, założył też klinikę dla sportowców z nałogami. Udało mu się wyjść na prostą.
JOEY BARTON
Koszmar trenerów i tych, którzy mieli nieprzyjemność spotkać się z nim nie tylko na boisku, ale też poza nim. Gdyby lepiej grał w piłkę albo bardziej się na niej skupił, pewnie zostałby drugim Royem Keanem.
Agresywny, brutalny i totalnie nieobliczalny – tak można by opisać go w skrócie, ale trudno nie zauważyć, że w piłkę grać potrafił. Ma też swoją drugą stronę. Nie, nie do końca chodzi tu o miłego faceta, który chodzi do parku karmić gołębie. Jest po prostu intrygujący, a ten pogląd podzielają 3 miliony ludzi, którzy obserwują jego profil na Twitterze.
Brytyjskie media zastanawiają się, czy ludzie widzą w nim „dzikusa, który postanowił się ucywilizować”, czy rzeczywiście kogoś na tyle inteligentnego, kto mógłby rzucić jakąś nową perspektywę na to, jak postrzega się boiskowe wydarzenia. Barton wciąż jest traktowany do bólu stereotypowo i robi się z niego ciekawostkę. Ale nie ukrywajmy, że sam mocno na to zapracował.
W 2007 roku Manchester City zawiesił go do końca sezonu z powodu spięcia na treningu z Ousmanem Dabo, po którym Francuz trafił do szpitala. Był to ostatni sezon Bartona w barwach tego klubu. Do tego dochodzi też kilka oskarżeń o napaść, przypalenie papierosem młodego zawodnika City, obrazę kibiców, uszkodzenie ciała pieszego w wypadku samochodowym. Jak na gracza Premier League to niepokojąco bogata kartoteka.
W sumie zawodnik został skazany na 10 miesięcy pozbawienia wolności, odsiedział z tego 77 dni. Mimo wszystko wydaje się, że z jego charakterem więzienie nie musiało być dla niego koszmarem. Jego brat nie skończył już tak dobrze – odsiaduje wyrok za zamordowanie czarnoskórego studenta. Zbrodnię popełnił będąc niepełnoletni, został skazany na co najmniej 17 lat.
STIG TOFTING
Fot.Ole Frederiksen
Już patrząc na Duńczyka można odnieść wrażenie, że nie jest to człowiek, z którym chcielibyśmy zderzyć się w barze. A jeśli już by się to zdarzyło, to jedyną racjonalną opcją byłaby ucieczka, najlepiej od razu do innego kraju. Dla defensywnego pomocnika to oczywiście duża zaleta na boisku, ale Tofting postanowił nie wyładowywać agresji tylko na piłkarskich rywalach.
Został skazany na 4 miesiące więzienia po tym, jak w 2002 roku uderzył głową menedżera restauracji w Kopenhadze i zaatakował mężczyznę, który próbował ich rozdzielić.
Razem z kolegami z reprezentacji wrócił do kraju po tym, jak Dania odpadła w 1/8 finału mundialu w Korei i Japonii. W trakcie turnieju jeden z plotkarskich magazynów ujawnił, że przyszły pomocnik kadry w wieku 13 lat po powrocie ze szkoły znalazł swoich rodziców martwych. Ojciec zastrzelił matkę, a potem popełnił samobójstwo. Piłkarz do tego momentu starał się to ukrywać – o tej tragicznej historii wiedzieli tylko nieliczni.
To był dla niego koniec poważnej piłki i gry w reprezentacji. W 2014 roku najwyraźniej doszedł do wniosku, że miejscem na rozładowanie agresji będzie bokserski ring – i właśnie tam znokautował swojego ostatniego rywala.
NIZAR TRABELSI
W tym przypadku nie ma nic, co dałoby się podciągnąć pod wybryki, o których fajnie gada się przy piwie. Tunezyjczyk piłkarzem był co najwyżej średnim, udało mu się jednak zaczepić w Fortunie Dusseldorf. Potem było kilka mało znaczących klubów. Piłkarskiego świata nie zawojował i zdecydował się zakończyć karierę. Wyjechał do Afganistanu i wstąpił w szeregi Al-Kaidy. Najwyraźniej okazało się, że jako terrorysta cieszył się większym uznaniem niż jako piłkarz – kilka razy spotkał się z Osamą bin Ladenem.
Wrócił do Europy i miał wziąć udział w serii zamachów po 11 września, jednak dwa dni po atakach w USA został zatrzymany razem z 17 innymi osobami powiązanymi z organizacją. W akcie oskarżenia widniało m.in., że planował ataki bombowe na amerykańską bazę Kleine Brogel.
Belgijski sąd w 2003 roku skazał go na 10 lat pozbawienia wolności, a sam Trabelsi za wszelką cenę chciał uniknąć ekstradycji do USA. Udawało mu się aż do 2013 roku, aktualnie przebywa w więzieniu w Waszyngtonie.
CHED EVANS
Podobnie jak w przypadku Trabelsiego, jego historia też nie ma nic, co pozwalałoby w jakimś stopniu mu współczuć. Wychowanek Manchesteru City miał szansę na to, by zrobić w Anglii niezłą karierę. Zaliczył kilkanaście meczów w Premier League, ale potem odszedł do Sheffield United. Po świetnym sezonie w League One, gdzie w 36 meczach strzelił 29 bramek, sam zniweczył wszystkie poprzednie lata spędzone na boiskach w sposób, który wzburzył całą piłkarską Anglię.
W 2012 roku po imprezie miał zgwałcić nieprzytomną od spożytego alkoholu kobietę. Sprawa była głośna, a Evans aż do teraz próbuje udowodnić, że jest niewinny. Akurat to nie dziwi – po odsiedzeniu 2,5 roku z 5 lat, na które skazał go sąd, od miesięcy pozostaje bez klubu. Nie dlatego, że brakuje mu umiejętności, ale dlatego, że został żywym przykładem tego, z jakimi konsekwencjami społecznymi wiąże się tego rodzaju przestępstwo. To słownikowa definicja napiętnowania.
Kiedy pojawiało się zainteresowanie klubów (na przykład Oldham), do akcji od razu wkraczali fani i sponsorzy, którzy dawali jasno znać, że nie życzą sobie, by gwałciciel zakładał koszulkę ich zespołu.
Czy Evans jeszcze kiedykolwiek dostanie szansę na powrót do piłki? To wydaje się bardzo wątpliwe. Druga szansa? Niech będzie, ale nie na boisku.
*
Do tej listy można by dołączyć jeszcze kilku zawodników. Często zdarzało się, że ich przewinienia wiązały się z alkoholem i agresją, z której kontrolowaniem mieli problemy. Do tego dochodziły też narkotyki, przemoc domowa. Bywa i tak. Ale piłkarze rzadko kończą w więzieniu. Można dyskutować o tym, czy gdyby Ched Evans grał w Premier League, jego proces potoczyłby się inaczej, albo czy sprawa w ogóle ujrzałaby światło dzienne.
Pieniądze, wysoka pozycja, wpływowi znajomi i bywanie na pierwszych stronach gazet – to wszystko musi mocno pomagać w przypadku, w którym istnieją podstawy do tego, by postawić znanego zawodnika przed sądem.
Wyroki w zawiasach dostawali między innymi Diego Maradona, Eric Cantona czy Patrick Kluivert. Holender w wieku 18 lat, 4 miesiące po debiucie w Ajaksie Amsterdam, spowodował wypadek, w którym zginął mężczyzna. Został skazany za niebezpieczną jazdę i nieumyślne spowodowanie śmierci. Kara? Odebranie prawa jazdy i 240 godzin prac społecznych. Gdyby nie był Patrickiem Kluivertem…
PAWEŁ SŁÓJKOWSKI