Interesująco zapowiada się niedziela z ekstraklasą. Dwa pierwsze spotkania – sami nie wiemy, na które się zdecydować – jako solidna przystawka przed, jakby nie było, meczem na szczycie. Gra druga i trzecia drużyna – Legia i Pogoń. A najbardziej ręce na to spotkanie zacierają w Gliwicach. Jeśli w Warszawie podzielą się punktami, Piast odskoczy już na dziesięć punktów. Kosmos.
Czy stara miłość nie rdzewieje?
Być może tak, bo ze swoją pierwszą miłością Leszek Ojrzyński – a w ten sposób wypowiada się o Koronie – jeszcze nie wygrał. Jego bilans – trzy mecze do tyłu i jeden remis – chluby nie przynosi, a przecież powinno pójść mu gładko, wielu kieleckich piłkarzy zna jak własną kieszeń. W Kielcach trener ma dom, rodzinę, w Koronie trenuje jego syn, a sam często bywa na Kolporter Arenie. Tak jak ostatnio, na meczu z Termaliką, który oglądał z perspektywy… loży prasowej.
Do tego dochodzą Korzym i Janota, czyli – tak chyba możemy ich nazwać – kibice Korony. Na tyle oddani, że ostatnio, żeby obejrzeć mecz kielczan z Piastem z sektora gości, zaryzykowali nawet zakaz stadionowy. Wbili się na stadion bez pokazywania dokumentów, bez przejścia przez kołowrotki, a Michał Janota ściemniał coś o tym, że poszli analizować rywala. W sumie urocza i godna pochwały lojalność. Choć bajki o analizie rywala wraz z głośną ekipą wyjazdową brzmią zabawnie.
Czy stadion Górnika pęknie w szwach?
Ostatnio, po meczu Korony z Termaliką, apelowaliśmy do kibiców: chcecie oglądać zwycięstwa swojej drużyny? Jedźcie na wyjazd! To, co ekipa Marcina Brosza wykręca na terenach rywali, to jakiś obłęd. U siebie dostają notorycznie w ryj, ale nadrabiają to w delegacjach, gdzie zdobyli 75% swoich punktów. Spodziewamy się zatem, że biletami zainteresowani będą nie tylko sympatycy Górnika, ale też kielczanie, którzy wpakują się do samochodów i pognają w kierunku Zabrza. Panowie: tylko ostrożnie. I uważajcie na radary.
Czy Lech wyszedł już z kryzysu?
Mecze z Fiorentiną mogłyby na to wskazywać. Lech nawiązał walkę, walczył jak równy z równym, no i – co najważniejsze – chciało mu się. W lidze może i odbija się od dna, ale robi to z raczej impetem Ryszarda Kalisza pląsającego na trampolinie. Niby jest lepiej. Jakby powiedział klasyk: niewiele lepiej, ale lepiej. Spodziewamy się jak ten mecz będzie wyglądał. Łęcznianie się cofną i będą czekali na Lecha, żeby go skontrować. Poznaniacy będą musieli wreszcie pokazać jaja. Bo takiego „Kolejorza” – atakującego, przeważającego i jednocześnie bezradnego – widzieliśmy już w tym sezonie nie raz, nie dwa. Nawet nie trzy.
Czy Lech opuści strefę spadkową w rundzie jesiennej?
Nie, to niemożliwe. Nawet jeśli wygra to i tak zabraknie mu punktów, żeby przeskoczyć czternasty Śląsk. Wiadomo, że ten podział na jesień i wiosnę jest wirtualny, bo i tak z marszu, po krótkiej pauzie na kadrę, zaczynamy następną rundę, ale ten rezultat raczej nie ozdobi po latach klubowych gablotek.
Czy Thomalla strzeli swoją pierwszą bramkę w sezonie?
Oczywiście, że nie.
Czy oglądając Pogoń pospadamy z krzeseł…
…tak jak zrobili to „Portowcy”?
Wiele na to wskazuje – szczecinianie znakomicie radzą sobie na wyjazdach (średnia punktów poza własnym stadionem – 1,71!). Ostatnie pięć meczów Legii na własnym stadionie – dwa do tyłu, dwa remisy, tylko jedna wygrana. Liczby są jednoznaczne: remis z lekkim wskazaniem na „Portowców”. Obawiamy się tylko o to, kim goście postraszą. Łukasz Zwoliński pojechał do Warszawy wyłącznie po to, żeby zobaczyć Pałac Kultury i Nauki. Zwolak, miłego wypadu!
Jakimi prawami będzie rządziła się liga?
Legii nie pomoże Kuciak – to efekt kontuzji kolana, której doznał w meczu z Club Brugge – a wystawianie do składu Malarza to trochę jak urządzanie sobie drzemki na tykającej bombie, ale… liga to liga. Puchar – cytując Arka – rządzi się innymi prawami, wiadomo. Wierzymy, że tym razem 35-letni bramkarz, nie puści babola na miarę golkiperów B-klasy (i to raczej z drużyn z końcówki stawki), jak zrobił to w meczu z Chojniczanką. Malarzowi należy się usprawiedliwienie: w pucharowych warunkach, na pucharowych zasadach, każdy ma prawo do błędu. To jest inne granie. W lidze jest standardowo, bez zbędnych udziwnień. Wszystko się rządzi normalnymi prawami.
Czy Dwaliszwili wreszcie odpali?
Jak nie teraz, to kiedy? Gruzin dostanie pierwszy skład w meczu ze swoim byłym klubem – idealna sytuacja, żeby się przełamać. Wiadomo, w jakiej atmosferze Lado odchodził z Legii. Najpierw wszyscy w Warszawie myśleli, że mają napastnika na lata, żeby za chwilę się zorientować, że wóz z węglem jednak nie jest gwarancją bramek. Bilans Dwaliszwiliego po powrocie do ekstraklasy – łagodnie rzecz ujmując – dupy nie urywa. Zero bramek, średnia not 3,57. Obudź się, Lado.
Czy w gliwickich mieszkaniach strzelą szampany?
Nie w Warszawie, nie w Szczecinie, nie w Poznaniu, a w Gliwicach. Właśnie tam od 18:00 będzie największe stężenie obgryzionych paznokci na metr kwadratowy w Polsce. Gra druga i trzecia siła ligi, a więc dla gliwiczan najlepszym wynikiem byłby remis. A taki rezultat – powiedzmy sobie szczerze – jest mocno prawdopodobny. A wtedy Piast odskoczyłby reszcie stawki na dziesięć punktów. To już byłaby MA-SA-KRA. Żeby odpowiednio podkreślić skalę sukcesu drużyny Latala: podobną przewagę nad resztą stawki ma w swojej lidze… Bayern Monachium.
Fot.FotoPyK