Lech Poznań strzelił dziś trzy gole, w dodatku wszystkie po ładnych akcjach. Zdobył też trzy punkty – na własnym stadionie po raz od pierwszy od 25 lipca, niewiarygodne! – bo rywale trafili tylko raz. W tabeli wszystko się zgadza, w końcu można przybijać sobie piątki, ale mimo tego – delikatny niesmak pozostał.
Wynika on z tego, że Górnik Łęczna lepiej dziś grał w piłkę. Na pewno do momentu, gdy rywalizowano jedenastu na jedenastu, a i w osłabieniu łęcznianie nie odpuszczali. Wybaczcie, ale musieliśmy o tym wspomnieć pomimo, że:
a) podobno zwycięzców się nie sądzi
b) taką wygraną po średniej grze, można traktować jako kolejny przejaw końca kryzysu mistrza Polski
Chcieliśmy być sprawiedliwi i docenić pokonanych, bo naprawdę na to zasłużyli. To oni długo prowadzili grę, happy-endu zabrakło tylko przez mizerną skuteczność.
Lech strzelił bramkę już w piątej minucie i był zadowolony jak – nie przymierzając – sprzedawcy zniczy po pierwszym listopada. Fajnie piłkę przerzucił Pawłowski, Lovrencsics jeszcze fajniej dośrodkował, Gajos trafił głową. Mamy to, luzik, swoje zrobiliśmy. Niby można spróbować zrozumieć, że “Kolejorza” w takim położeniu cieszą małe rzeczy. Pewnie przyszłoby to nam bez trudu, gdyby jednocześnie Lech błysnął wyrachowaniem, starał się zamknąć mecz. A tak nie było…
Piłkarze w niebieskich koszulkach mieli strach w oczach.
Za to u tych w zielonych dało się dostrzec dużą pasję.
Do momentu, w którym z boiska wyleciał Pruchnik, w strzałach na bramkę było 12-3 dla Górnika. Bonin z Nowakiem nie mieli litości dla obrońców Lecha, męczyli ich raz po raz. Szkoda, że przy tym – wraz ze Śpiączką, Piesio i Leandro – oszczędzali Buricia. W zasadzie nie dali mu popełnić błędu, a powinni. Na miejscu trenera Szatałowa przerwę reprezentacyjną poświęcilibyśmy głównie na treningi strzeleckie. Można zaprosić Pawła Bugałę, podobno ciągle nie najgorzej radzi sobie w regionalnym PP.
Lekkomyślne zagranie Pruchnika spowodowało, że gospodarze mieli ułatwione zadanie, mogli zapewnić swoim kibicom jeszcze trochę rozrywki. No i Gajos (bohater meczu, piłkarski Oscar dla niego!) poklepał z Linettym, po czym wcisnął piłkę do siatki, a później Ceesay ładnie wypatrzył tego drugiego i wrzucił mu na nos. Górnik bramkę honorową wbił w samej końcówce, zasłużył.
Lech w tabeli ciągle jest piętnasty, więc jej widok szczególnie kibiców mistrza Polski cieszyć nie może, ale udało się:
a) odskoczyć Górnikowi Zabrze na cztery punkty
b) zbliżyć się do Śląska na punkt, a do Jagiellonii na dwa
Ciągle to wygląda słabo, ale już trochę mniej.
Fot. FotoPyK