Tottenham od razu ruszył do ataku, ale gdy tylko minęło dziesięć minut meczu, to Arsenal strzelił szczęśliwego gola. Od tego momentu goście byli ciągle ostrzeliwani i tylko dzięki świetnej dyspozycji F. Beardsleya w bramce, wynik nie był wyższy. Przez to, że zrobiło się ciemno mecz skończono piętnaście minut przed czasem, a Spurs wygrali 2:1.
Tak w listopadzie 1887 roku The Weekly Herald relacjonował pierwsze w historii starcie pomiędzy Tottenhamem a Arsenalem. Za 12 dni minie 128 lat od tamtego wydarzenia, a dzisiaj będziemy świadkami kolejnego meczu między tymi dwiema ekipami. Czas na derby północnego Londynu.
W zasadzie to ta nazwa jest w pewien sposób myląca. Wskazuje poniekąd na to, że jest to starcie ważne tylko dla pewnej części Londynu, tymczasem prawda jest taka, że są to najważniejsze derby tego miasta. Nie, nie mecze Arsenalu z Chelsea, jak mogliby uważać ci, którzy ligą angielską interesują się tylko w niedzielę. Najważniejsze w Londynie są mecze Arsenalu z Tottenhamem.
Faworytem jak zwykle są „Kanonierzy”. Sezon 1994/1995 był ostatnim, w którym Spurs skończyli rozgrywki wyżej w tabeli od swojego największego rywala. Od tamtego czasu zawsze górą są „Kanonierzy”, a oznacza to też, że pod tym względem zawsze górą jest też Arsene Wenger. Teraz Arsenal ma dokładnie tyle samo punktów w tabeli, co pierwszy Manchester City i tylko przez bilans bramkowy musi oglądać jego plecy. Po zwycięstwach Manchesteru United i Leicester Tottenham traci do czołowej czwórki cztery punkty i ewentualna wygrana znacznie go do niej zbliży. Kto zrealizuje swój cel?
Na razie 1:0 dla Arsenalu
W tym sezonie obie ekipy już raz stanęły naprzeciw siebie. Trafiły na siebie w Pucharze Ligi Angielskiej i wtedy górą był Arsenal, który zwyciężył 2:1. W bezpośrednich pojedynkach w tym sezonie prowadzą więc „Kanonierzy”.
– Musimy wyciągnąć pozytywne wnioski z tego spotkania. Zarówno nasi kibice, jak i my czujemy się teraz bardzo źle, bokiedy grasz z największym przeciwnikiem to zawsze chcesz wygrać, ale taka czasem jest piłka – powiedział po tamtym spotkaniu Mauricio Pochettino. Jutro się okaże, jakie wnioski wysnuł jego zespół i czy potrafił na ich podstawie poprawić swoją grę. W tamtym meczu dwa gole zdobył Mathieu Flamini. Niejeden mocno by się zdziwił, gdyby w niedzielę udało mu się powtórzyć ten wyczyn.
Zdrowy? Szykuj się do gry
Personalnie lepiej wyglądają oczywiście The Gunners, ale kibice Tottenhamu mogą pokładać duże nadzieje w tym, że wielu zawodników ich rywala jest kontuzjowanych. Zabraknie takich piłkarzy jak Alex Oxlade-Chamberlain, Theo Walcott, Jack Wilshere, Aaron Ramsey, Tomas Rosicky i Danny Welbeck. Wciąż nie wiadomo czy na boisko wyjdą Laurent Koscielny i Hector Bellerin, od dawna już nie widzieliśmy Mikela Artety i część osób pewnie zdążyła już zapomnieć, że to właśnie on jest kapitanem swojej ekipy.
Arsene Wenger wybierając pierwszy skład nie będzie mógł więc przebierać w opcjach, tylko wybierze po prostu najsolidniejszych z tych, którzy mu zostali. A to, że wśród nich są Mesut Oezil, Alexis Sanchez, czy Olivier Giroud na pewno może kibiców gospodarzy napawać optymistycznie.
Krótka pamięć Wengera
Arsene Wenger lubi wbijać rywalowi szpilkę przed meczem i tym razem nie było inaczej. Francuz powiedział, że nie zdecydowałby się na kupienie zawodnika z Tottenhamu, nawet Harry’ego Kane’a. Szkoda, że podobnego podejścia nie miał 14 lat temu. Może Sol Campbell na White Hart Lane nie byłby nazywany Judaszem.
O młodym napastniku reprezentacji Anglii wypowiedział się następująco: Ma wielkie umiejętności i pewnie zrobi sporą karierę. Jeśli jednak zawodnik raz zagra dla Tottenhamu, to nie można go nawet rozważać w kwestii gry dla Arsenalu.
Cóż, wypada tylko polecić jakieś środki poprawiające pamięć. Albo poprosić o więcej konsekwencji.
W domu najlepiej
Tottenham bardzo dobrze radził sobie w ostatnich meczach ligowych, często był chwalony w mediach, ale słabiej mu wyszedł dwumecz z Anderlehtem w ramach Ligi Europy. Zespół belgijski stworzył sobie sporo okazji bramkowych, groźniej atakował, a to że wygrali w końcu Anglicy na pewno nie było w pełni sprawiedliwe. W Brukseli zresztą również górą byli gospodarze.
Drużyna Pochettino zdecydowanie lepiej czuje się na krajowych boiskach. W lidze „Koguty” do tej pory przegrały tylko raz, na inaugurację z Manchesterem United. W ostatniej serii gier pokonały Aston Villę 3:1 i do tej rywalizacji podejdą z piątego miejsca w tabeli. Jeśli wygrają, to zbliżą się do swojego lokalnego rywala na odległość tylko jednego oczka.
Dele Alli stanie się panem piłkarzem?
W tym sezonie Tottenham ma nowego bohatera. Wciąż bardzo ważny jest Harry Kane, ogromny wpływ na dobre wyniki mają Hugo Lloris i Christian Eriksen, ale tym, który pozytywnie zaskoczył i daje kibicom nadzieje na przyszłość, jest przede wszystkim Delle Ali.
Nastoletni pomocnik robi ogromne wrażenie swoją zapalczywością, luzem w grze i precyzją w niemal każdym zagraniu. Bardzo dobrze spisywał się w ubiegłym sezonie na poziomie Championship, ale mało kto spodziewał się równie dobrych występów w Premier League. Na Emirates będzie miał okazję jeszcze bardziej poprawić swój wizerunek i pokazać, że można przestać patrzeć na niego jak na nastolatka i zacząć widzieć w nim tego, którego stać na to, aby co mecz robić różnice w swojej drużynie.
Co prawda zdołał zadebiutować w reprezentacji, ale jeśli jutro poprowadzi zespół do triumfu, to awansuje na jeszcze wyższy poziom piłkarskiego rozwoju.
Historia po stronie Arsnenalu
Bilans bezpośrednich starć obu tych drużyn wygląda zdecydowanie lepiej dla Arsenalu. Ekipa z The Emirates wygrała jak dotąd 80 meczów, 48 zremisowała, a 60 przegrała. Co więcej, na boisku „Kanonierów” Tottenham wygrał po raz ostatni w listopadzie 2010 roku, kiedy padł wynik 3:2 dla gości.
Na poziomie Premier League piłkarze Wengera z Tottenhamem wygrali jeszcze wtedy, gdy Pochettino nie pracował w Londynie. W marcu 2014 roku Arsenal zwyciężył na White Hart Lane 1:0, a Tottenham prowadził Tim Sherwood.
Poprosimy wersję szaloną
Arsene Wenger trenuje Arsenal już od dziewiętnastu lat i nigdy jeszcze nie skończył sezonu niżej niż Tottenham. Oczywiście w tym czasie rozegrał wiele spotkań z „Kogutami”, a z jego ust padło kilka smakowitych wypowiedzi na temat tej rywalizacji.
– Derby są albo całkiem zamknięte, albo szalone. Teraz mieliśmy do czynienia z wersją szaloną – powiedział, kiedy jego ekipa w 2004 roku wygrała na White Hart Lane 5:4.
Nie ma co ukrywać, w niedzielę znów poprosimy o wersję szaloną. I wcale nie są to tylko pobożne życzenia – jeśli obie ekipy utrzymają swoją dyspozycję ligową, to faktycznie możemy liczyć na wielkie widowisko.
Sanchez, Eriksen, Oezil, Kane. Jest kilku panów, którzy mogą nam to zapewnić.
Damian Wiśniewski