Marazm, totalny marazm opanował Śląsk Wrocław. Promyczków nadziei coraz mniej. Wszystko wygląda tak, jakby piłka we Wrocławiu zaczęła się zwijać. Wygasa nie tylko sportowy poziom, ale też cała otoczka, atmosfera wokół klubu. Nic nie wskazuje na to, żeby ten stan mógł się zmienić. Obecną – bardzo nieciekawą – sytuację wrocławskiego klubu opisujemy w pięciu punktach.
Równia pochyła. Wczoraj trenerowi Pawłowskiemu – jeśli wliczymy do tego bilansu jego pierwszy epizod we Wrocławiu – wybiła setka na ławce trenerskiej Śląska. Ale żeby taką setkę przełknąć, potrzeba innej, wiecie, równie gorzkiej. Jeśli przeanalizujemy bilans „Tediego”, z roku na rok jest coraz gorzej. Właśnie jego drużyna zaliczyła najgorszą rundę jesienną, od kiedy wrocławski klub powrócił do ekstraklasy. O ile wejście do klubu miał piorunujące – i nie mówimy tu o słynnej konferencji – o tyle im dalej w las, tym większe gówno. Liczby są dla sympatycznego trenera brutalne. Tak kształtuje się średnia punktów na mecz Śląska, od kiedy pracuje w nim Pawłowski:
– do końca sezonu 13/14 – 1,93,
– jesień 14/15 – 1,87,
– wiosna 14/15 + runda finałowa – 1,36,
– jesień 15/16 – 0,93.
Nawet Franek Smuda – mocno w to wierzymy! – dałby radę mniej więcej oszacować, ile punktów może zdobyć Śląsk, jeśli ta tendencja się utrzyma.
Bylejakość. Piłkarze Śląska nie sprawiają wrażenia gości, którym o coś chodzi. Agresja w ich grze? W śladowych ilościach. Ostrzejszy pressing? Raczej desperackie ataki jednego jeźdźca bez głowy. Młody Bartkowiak, który wszedł w meczu z Cracovią na drugą połowę, samą ambicją zrobił mecz. Reszta wyglądała, jakby zamiast o przerwaniu akcji myślała o tym, żeby rzucić to wszystko i jechać wiadomo gdzie. Obrońcy Śląska – jak błyskotliwie zauważył nasz czytelnik – biegali wczoraj jak dzieci w smogu. Trener Pawłowski to wesoły gość i tą wesołością chyba pozarażał swoich piłkarzy, bo ci tej jesieni grają naprawdę radosny futbol.
Widzicie w tej drużynie jakiegoś lidera? Kogoś, kto mógłby złapać to wszystko za jaja? Bo my – niekoniecznie. Brakuje im charakteru, zresztą zauważa to nawet trener Pawłowski. Na ostatniej konferencji prasowej otwarcie powiedział, że teraz czas dać szansę tym, którym się chce.
Śląsk ni ziębi, ni grzeje. Tak szczerze: chce wam się jeszcze oglądać ich mecze? Są wam niezbędni w tej lidze? No właśnie. Jeszcze nie tak dawno Śląsk zdobywał mistrzostwo, był w czołówce, zachwycał. No i te wszystkie aferki, skandale. Wulgarne przyśpiewki pod adresem Legii, skacowany Mraz na porannym treningu, Gikiewiczgate, przedsądowe wezwania do zapłaty wysłane przez Stevanovicia i Kelemena, memy z The Social One, Wigry 3 i spodnie w ekskrementach. Śląsk emocjonował. Dodawał rozrywki w tej nudnej jak pizda lidze. Ich mecze aż chciało się oglądać i to nie tylko ze względu na poziom sportowy. Był JAKIŚ. Tyle osobowości w szatni, zawsze coś się działo. A dziś? Śląsk jest, bo… jest. Przyzwyczailiśmy się. Czy jakby go nie było to powiedzielibyśmy, że liga straciła koloryt? Niespecjalnie. Ot, drużyna jak drużyna. I tyle.
Śląsk ni ziębi ni grzeje nawet wrocławian. Hype na piłkę we Wrocławiu wygasa. Stadion Miejski świeci pustkami jak wioska olimpijska w Soczi. I szczególnie się temu nie dziwimy. Kiedy obejrzeliśmy tam jakieś dobre widowisko? Ha, no właśnie. Efekt nowego stadionu już dawno minął. Kto miał przyjść, żeby go zobaczyć, już dawno to zrobił. Fakty są brutalne: więcej ludzi przychodziło na Oporowską, niż w tym sezonie na wielką arenę, na której jeszcze niedawno rozgrywane były mistrzostwa Europy.
Kojarzycie kawał o muzyku jazzowym, którego zaczepia na ulicy fan? No więc trąca go i mówi:
– Wow, kupiłem pana ostatnią płytę!
– A, to ty…
Niedługo podobne kawały będzie można opowiadać o piłkarzach Śląska. Grupka ultrasów zaczepia na rynku Tomasza Hołotę:
– Byliśmy na ostatnim meczu!
– A, to wy…
Smutne.
Śląsk to mocny kandydat do spadku. Ze względu na padakę, którą gra, ale też ze względu na to, że… ciężko wskazać kogoś innego. No bo kogo? Lech? Nie żartujmy. Przy takim potencjale, przy takich piłkarzach, nie ma na to szans. Górnik? Niby tak, ale… Ojrzyński to specjalista od gaszenia pożarów. Coś nam podpowiada, że wiosną zabrzanie mogą pójść mocno w górę. Zostaje nam właśnie Śląsk. Tak, jeśli mielibyśmy wskazać dziś kogoś do spadku, byliby to właśnie wrocławianie. Innych kandydatów na horyzoncie póki co nie widać.
JB
Fot. FotoPyk