Reklama

O co my tu właściwie gramy i czemu nie czujemy emocji?

redakcja

Autor:redakcja

05 listopada 2015, 11:43 • 4 min czytania 0 komentarzy

Dwa polskie kluby w fazie grupowej Ligi Europy. To samo w sobie brzmi dobrze i niezależnie od wyników naszych zespołów eksportowych – musi być postrzegane jako sukces. Ustalmy to na wstępie, zanim damy sobie wmówić, że jest tragicznie, źle i ogółem nie wracajcie do domu. Teraz możemy już przejść do lamentowania. Dlaczego? Przede wszystkim z uwagi na wyniki legionistów, którzy dziś z Club Brugge grają mecz ostatniej szansy. Tracąc pięć punktów do matematyków z Midtjylland po pierwszych trzech meczach, dziś muszą wygrać. Kropka.

O co my tu właściwie gramy i czemu nie czujemy emocji?

Brzmi tragicznie, prawda? By pozostać w grze, trzeba ograć na wyjeździe Belgów, a i to będzie dopiero wstęp, przedłużenie nadziei, a nie “powrót do gry”. Inaczej jest z Lechem. Po pierwsze – wygrał z Fiorentiną. Po drugie – wygrał z Fiorentiną. Po trzecie – wygrał z pieprzoną Fiorentiną, w samym środku największego kryzysu od lat, czym kompletnie wywrócił do góry nogami sytuację w swojej grupie. Oczywiście, nie spodziewamy się cudów – to, że Lech aktualnie jest drugi, w żaden sposób nie sprawia, że upatrujemy w nim faworyta do awansu. Trudno oczekiwać od lechitów by ograli Basel, albo przeciwstawili się dziś wieczorem Fiorentinie – limit szczęścia został już chyba wyczerpany. Ale to szalona grupa, Belenenses sklepało Basel, choć wcześniej zostało rozjechane przez Włochów, Lech nawet nie mruknął w meczu ze Szwajcarami, ale po chwili ograł bodaj najsilniejszą personalnie drużynę w tej czwórce.

Jeśli udałoby się pokonać pozostających w zasięgu Portugalczyków, a dwaj murowani faworyci wciąż by się potykali… Okej, nie fantazjujmy.

Skupmy się na dzisiejszych meczach. Legia jedzie do Belgii z przywróconym do zespołu Prijoviciem i pewnością siebie, którą gwarantują takie akcje jak ta przy bramce Guilherme w meczu z Lechią. Z drugiej strony… Cały czas nie możemy się zdecydować, czy bardziej wierzymy w Legię z meczu z Cracovią czy gdańskim klubem, Legię efektowną, szybką i pełną werwy, czy raczej w Legię z meczu z Lechem, w którym na pierwszy plan wysuwała się potężna nieskuteczność. Wiecie, Nikolić marnujący sam na sam, taki widok zostaje w głowie na lata. Bez wątpienia Legia idzie w niezłym kierunku, w czym zapewne spora zasługa delikatnego przebudzenia Ondreja Dudy i formy Jodłowca, ale nie odważymy się dziś typować czystej dwójki. A już na pewno nie będziemy przekonywać, że Legia po puknięciu Club Brugge przejedzie się po Duńczykach i triumfalnie wejdzie do fazy pucharowej.

Poprzestańmy na tym, że to scenariusz możliwy. I właśnie z uwagi na tę “możliwość” – włączymy dziś telewizory nie o 21, ale już o 19.00.

Reklama

Wracamy do Lecha, gdzie wszystko jest o wiele jaśniejsze. Nie liczą się forma, kontuzje, taktyka na mecz, niespodzianki w zespole. Trzeba powiedzieć wprost – jakkolwiek dobrze Lech grałby w lidze, jakkolwiek silny skład by wystawił – i tak na papierze lepiej będzie wyglądać Fiorentina. Sukcesem będzie dla “Kolejorza” remis, a jedynym zadaniem – próba zachowania czystego konta mimo włoskiej nawałnicy. Przesadzamy? Nie, to realna ocena. Tak, wiemy, że jakiś czas temu uważaliśmy, że bardziej prawdopodobne od zwycięstwa Lecha nad Fiorentiną jest mistrzostwo dla Górnika, ale obraz gry w meczu, w którym Fiorentina grała rezerwowym składem potwierdził różnicę klas. Totalna dominacja i szczęśliwe kontry lechitów. Oczywiście, koniec końców liczy się wynik, ale pozostając na ziemi – remis bierzemy w ciemno.

Przede wszystkim: “Viola” nie może sobie już pozwolić na wpadki. Zajmuje ostatnie miejsce w grupie, zebrała trzy punkty w trzech meczach, co nie oznacza jeszcze gry z nożem na gardle, ale… Wtopa w meczu z Lechem ten nóż by zdecydowanie przybliżyła. W perspektywie przecież jeszcze wyjazd do Bazylei. Składy? Do Poznania przyleciał i Bojra Valero, i Kalinić, prawdopodobnie od pierwszej minuty zagra Błaszczykowski. Zresztą, przejrzeliśmy kadrę 24 zawodników, których Fiorentina zabrała na ten mecz i nawet najsłabsza “jedenastka” brzmi groźnie.

Jeśli mielibyśmy szukać pozytywów: stadion jest otwarty po udanej apelacji w UEFA, co do tej pory wydawało się mniej więcej tak samo możliwe, jak ogranie na murawie potęgi z Serie A. Skoro w ostatnich tygodniach udało się dokonać obu tych wyczynów… Może czas na skompletowanie hat-tricka w wykonywaniu misji niemożliwych?

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...