Reklama

Kadar przerwał ciszę medialną. Całkowicie niepotrzebnie.

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

01 listopada 2015, 14:48 • 3 min czytania 0 komentarzy

Tamas Kadar przerwał ciszę medialną. Tak, też jesteśmy zaskoczeni, że w ogóle ją ogłosił – podobno stało się to po porażce z FC Basel, ciężko ustalić której – ale skoro oznajmił w rozmowie z Przeglądem Sportowym na konferencji prasowej, że cisza była, to wierzymy mu na słowo. I myślimy sobie, że w sumie szkoda, iż węgierski obrońca jednak zdecydował się pogadać się z mediami, bo nie radzi z tym sobie najlepiej. 

Kadar przerwał ciszę medialną. Całkowicie niepotrzebnie.

Ujmijmy to tak – konsekwencja nie jest mocną stroną Kadara. Gdyby nieźle znał polski, stwierdzilibyśmy, że po prostu naczytał się felietonów Jerzego Dudka, ale obcokrajowcy z Lecha podobno nieszczególnie garną się do nauki naszej mowy. Najpierw Kadar oznajmił dziennikarzowi, że ten nie ma co liczyć na krytykę Macieja Skorży z jego strony: – Nie chcę o nim rozmawiać. To by było nieeleganckie, bo nie siedzi obok i nie mógłby odnieść się do moich słów.

Miło z jego strony. A byłoby jeszcze milej, gdyby w swoim postanowieniu Węgier wytrwał dłużej niż minutę. Postanowił jednak szybko odpiąć szelki i dać mediom pretekst do tego, by materiał zatytułował: „Kadar krytykuje Skorżę”.

Zarzuty? W skrócie wyglądają tak: Skorża był be, bo nie rotował, w większości meczów grało 13-14 zawodników, którzy byli przemęczeni. A Urban jest spoko, bo daje szanse wszystkim, dzięki czemu każdy jest rześki, zmotywowany i generalnie pozytywnie nastawiony do świata.

Zdajemy sobie sprawę, że bronienie trenera, który odpowiada za fatalny start w lidze drużyny mistrza Polski, jest dość niepopularnym zjawiskiem, ale jakoś nie potrafiliśmy machnąć ręką na słowa węgierskiego obrońcy. Wydaje nam się, że Kadar zapomniał o kilku istotnych okolicznościach, a co za tym idzie – także minął się z prawdą. No więc tak:

Reklama

– Lech grał źle już zanim którykolwiek z piłkarzy miał prawo chociażby wspomnieć o zmęczeniu

– Maciej Skorża musiał się zmagać z falą kontuzji i urazów swoich płkarzy, co dość znacząco ograniczyło jego pole manewru. Ze względu na sytuację zdrowotną w różnych momentach nie mógł skorzystać z: Arajuuriego, Kędziory, Douglasa, Kadara, Trałki, Linettego, Jevticia, Lovrencsicsa, Pawłowskiego, Hamalalainena, Kownackiego, Robaka. W zasadzie pierwszym meczem, przed którym wszyscy byli w miarę zdrowi, było spotkanie z Ruchem, czyli ligowy debiut Jana Urbana

– w 22 meczach tego sezonu Skorża skorzystał z usług 24 piłkarzy, z różnych względów we wszystkich zagrał tylko jeden – Marcin Kamiński

–  w sumie tylko dziesięciu piłkarzy zostało wystawionych w pierwszym składzie w przynajmniej pięciu meczach z rzędu

– jeśli moglibyśmy wskazać zawodników, którzy u poprzedniego trenera mogliby dostawać więcej szans, to byliby to: Wilusz, Tetteh, Holman (ewentualnie Kurbiel). Należy jednak wspomnieć, że Holman i Tetteh po prostu z reguły zawodzili, gdy już wybiegali na boisko.

Podsumowując, nawet gdyby Skorża bardzo wzbraniał się przed rotacją, to i tak sytuacja kadrowa po prostu zmuszała go do tego, by mieszał w składzie. Dlatego zarzuty węgierskiego są śmieszne. To w zasadzie najprostszą z wymówek, najłatwiejszy cel, wystarczyło odbezpieczyć broń i zacząć strzelać. Dość głupio. Jak zwykle – winny jest szkoleniowiec, którego już w klubie nie ma, a piłkarze umywają ręce – oni robili, co mogli, ale trener-matoł źle zarządzał. Oczywiście Kadar przy okazji postanowił też wybielić swoją osobę, bo owszem grał źle, ale często krytyka jego osoby była przesadzona.

Reklama

Ciszę medialną facet postanowił przerwać po meczu z Legią. Prawdopodobnie pierwszym dobrym w jego wykonaniu w tym sezonie (ewentualnie drugim). Wczoraj znów zagrał na swoim normalnym poziomie, czyli fatalnie. Chyba pora znów zamilknąć.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...