Reklama

Sześć lat temu polska piłka “nabrała kolorów”. Smuda selekcjonerem

redakcja

Autor:redakcja

29 października 2015, 11:10 • 2 min czytania 0 komentarzy

Sześć lat temu z pewnością miał miejsce moment przełomowy, ale niekoniecznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Polska podzieliła się na zwolenników i przeciwników. Można było tę opcję albo pochwalać, albo nią gardzić. Złoty środek właściwie nie istniał. Otóż dokładnie sześć lat temu Franciszek Smuda został selekcjonerem reprezentacji Polski.

Sześć lat temu polska piłka “nabrała kolorów”. Smuda selekcjonerem

– Komisja Szkolenia PZPN przedyskutowała temat każdego z trenerów. Zdecydowaliśmy się na Franciszka Smudę. Ma silną osobowość, charyzmę, nie boi się zawodników, nie jest skażony pracą w PZPN – to też jest zaletą, bo nie jest uwarunkowany czymkolwiek. Ma dużo czasu – 2,5 roku – mówił Antoni Piechniczek.

Z perspektywy czasu niektóre wypowiedzi czy teksty wydają się zabawne. Wielu z nas uwierzyło w to, że Franek może być kadrze użyteczny. Że jego nieokrzesany charakter przekuje się na dobre wyniki biało-czerwonych. Że mając tyle czasu na selekcję, właściwie każdy średnio utalentowany trener da radę solidnie przygotować drużynę do Euro 2012. No nie, nie każdy. Z czego zapamiętaliśmy szaloną kadencję Smudy?

Na pewno nie z korzystnego bilansu. Piętnaście wygranych, trzynaście remisów i dziewięć porażek. Po prostu dramat. Pół żartem, pół serio możemy napisać, że największym sukcesem była wygrana z Argentyną. Potem jednak należy napomknąć, że była to Argentyna Z, do której załapał się nawet Alejandro Cabral. A tak już zupełnie poważnie, to najbliżej sukcesu było chyba w meczu z Niemcami, który przegraliśmy w 90. minucie po tym, jak orła wywinął Kuba Wawrzyniak. Gdyby nie wywinął, to nie kadra Nawałki, a kadra Smudy wygrałaby z Niemcami po raz pierwszy w historii.

Poza tym Franek był selekcjonerem wyjątkowym. Posiadał na przykład umiejętność podróżowania w czasie.

Reklama

My, nie ukrywamy, na początku byliśmy bardziej zwolennikami niż przeciwnikami jego nominacji, ale jednak bardzo umiarkowanymi i ostrożnymi. Równo sześć lat temu pisaliśmy jednak tak:

Jedno jest zastanawiające – czy Franciszek Smuda jest inteligentny? No bo selekcjoner lepiej, żeby jednak był. Zwłaszcza selekcjoner na Euro 2012, który rozmawiać będzie już nie tylko z zaprzyjaźnionymi dziennikarzami sportowymi, ale ze wszystkimi mediami (niektórzy mogą być zaskoczeni, kiedy wypali coś w stylu: „Kaczka, sraczka, padaczka, Siadaczka”). Taki człowiek ma za trzy lata porwać cały kraj, zjednoczyć, oczarować, omamić. Tymczasem „Franz”, choć Polakiem jest stuprocentowym, mówi po polsku w zasadzie gorzej niż Aleksandar Vuković. Jakieś tam postępy przez dziesięć lat poczynił, ale powiedzmy sobie szczerze – niewielkie. Kiedyś mówi do Macieja Szczęsnego: – Wiesz, muszę się zacząć uczyć języka… Szczęsny: – Ale polskiego? Smuda: – Nie, kurwa, hiszpańskiego! Żart byłego bramkarza Widzewa (niezamierzony) niewiele stracił na aktualności.

Z czasem przeszliśmy na złą stronę mocy. I właśnie dlatego mamy taką tą Weszło.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...