Do tego tercetu trzeba jeszcze dopisać Budzińskiego, choć trafniejszy byłby Kudła, bo bramkarz szczecińskiego zespołu zawalił i przy pierwszym, i przy czwartym golu dla krakowian. Ale tak naprawdę nie ma co umniejszać zasług gospodarzy – Cracovia zagrała koncert, miała olbrzymią przewagę w posiadaniu piłki, która w drugiej połowie przyniosła grad bramek.
Mocna jest krakowska piłka w tej kolejce. Wisła strzela cztery, czterema odpowiada Cracovia. I obie drużyny gromią grając piłkę otwartą, zdecydowaną, akcje tkając z kilkunastu, kilkudziesięciu nawet podań. Cracovia mecz z Pogonią zakończyła z 72-procentowym posiadaniem piłki. Przewaga zdecydowana, szczecinianie tylko kilka razy wyściubili nos z własnej połowy. Mieli Zwolińskiego, raz więc trafili. Ale tylko tyle było tego dobrego.
Cracovia tydzień temu przy Łazienkowskiej trzy razy dostała po łapach. Momentami grała nieźle, niebrzydko, interesująco, ale gdzieś na granicy tych trzech przysłówków traciła piłkę w środku pola, skąd Andrea Jodłowiec zagrywał do Nemanji Nikolicia. Była to dla krakowian porażka frustrująca, bo mimo wypełniania większości założeń do Krakowa musiała wrócić bez punktu. Piłkarze Cracovii zapewniali, że dużo się nauczyli, że wyciągnęli wnioski i będą bardziej elastyczni w następnych meczach.
Z Pogonią cały czas mogli grać taką samą piłkę. Taką samą, czyli spokojnie wymieniać piłkę w środku pola. Goście praktycznie w ogóle nie atakowali. Na przerwę schodzili umiarkowanie zadowoleni – nie stracili bramki, czyli generalnie na plus. Czesław Michniewicz wprowadził Władimira Dwaliszwilego, postawił na dwóch napastników i skończyło się dwiema szybkimi bramkami dla Cracovii. Najpierw Dąbrowski do spółki z Kapustką wyprowadzili kontratak, który wykończył Cetnarski. Oszukał Jarosława Fojuta, że będzie podawał, strzelił, a Kudła postanowił odroczyć interwencję i piłka wpadła do siatki.
Kudła dowalił jeszcze bardziej przy czwartym trafieniu Cracovii. Budziński, owszem, uderzył kąśliwie, piłka odbiła się też od obrońcy ale każdy bramkarz powinien to złapać w zęby, a nie samemu wbić ją sobie do bramki. Między tymi dwoma golami Cracovii były dwa gole rozegrane po znakomitych akcjach. Cetnarski prostopadle do Wójcickiego, ten prosto do Rakelsa i kasta. No, przy trzecim golu dowalili obrońcy, bo nikt nie kwapił się by kryć Łotysza.
Pogoń nie miała prawa nie przegrać tego meczu. Jedyny plus to bramka – Fojut z wolnego do Frączczaka, ten zgrywa do Zwolińskiego, który od razu przyfanzolił w okienko. A poza tym było fatalnie. Trudno było uwierzyć, że ta drużyna nie była pokonana w żadnym z dotychczasowych 12 meczów.
Fot. FotoPyK