Michał Probierz ostatnio mocno wyżalił się w mediach. Było o świecie hejterów, o waleniu w trenerów, traceniu piłkarzy na reprezentacje i serii transferów. Dziś w Sport.pl stwierdził też, że Jagiellonia – cytujemy – poszła jak domek z kart. Gdyby inny szkoleniowiec wypowiadał się w ten sposób, stwierdzilibyśmy od razu, że trzyma jedną rękę na walizce i właśnie żegna się z posadą. Probierzowi – miejmy nadzieję – do tego daleko, ale faktów nie da się ukryć: w tym sezonie Jagiellonia zdobywa ledwie 1,07 punktu na mecz. Co najgorsze – problemy są niemal w każdej formacji.
Można tu oczywiście mówić o syndromie drugiego sezonu. Probierz zrobił piłkarzy pełną gębą z wielu przeciętniaków, a ci albo odeszli, albo zostali i znowu stali się przeciętniakami. Patrzymy na dzisiejszy skład i widzimy jednak sporo w miarę uznanych nazwisk. Grzelczak, Vassiljev, Madera, Cernych, Grzyb, nawet wracający po kontuzji Mackiewicz. Może nie są to w większości gwiazdy świecące pełnym blaskiem, ale 12. miejsce? To aż nie przystoi. I nie wypada się tu już tłumaczyć Omonią czy przerwami reprezentacyjnymi (brakuje tylko, by Probierz nazywał je „wirusem FIFA”), bo od takich zawodników po prostu należy wymagać przynajmniej grupy mistrzowskiej. Tymczasem jedynym, który coś wnosi jest Vassiljev (asysta przy golu Tarasovsa), ale co z tego, skoro w defensywie wciąż razi nonszalancją i głupimi stratami?
Probierz rotuje, szuka różnych rozwiązań, ale zawodzą niemal wszyscy wykonawcy. Wychodzi w jedenastce Modelski – zawala pierwszego gola. Zmienia go Augustyniak – zawala trzeciego. Bo to, jak pierwszy wyciął w polu karnym Burligę, a drugi „przypilnował” Jankowskiego, to po prostu piłkarski kryminał. Do optymalnej formy powoli wraca Drągowski (świetna interwencja po strzale Burligi!), ale przed nim trwa kabaret. Najlepszym podsumowaniem gol numer cztery, kiedy Guerrier przed strzałem mógł zamówić pizzę, poczekać na nią, zjeść i dopiero zapytać Drągowskiego, w który chce róg.
Wisła, która zacięła się na trzy kolejki po zgwałceniu Podbeskidzia, zagrała za to swoje. „Swoje”, czyli dokładnie to, czego oczekiwalibyśmy od Białej Gwiazdy, i to pomimo braku Donalda i Mączyńskiego w wyjściowym składzie! Przez pierwszą połowę świetnie utrzymywała się przy piłce, ale nie wynikało z tego wiele. Kamil Kosowski rozpływał się tylko nad pojedynczymi przebłyskami Pawła Brożka, jednak brakowało w tym wszystkim albo ostatniego podania, albo wykończenia. Druga część to już jednak recital „Białej Gwiazdy”. Akcja Brożka, Burligi zakończona świetnym strzałem Jankowskiego przypomniała najlepsze kombinacje ze Stiliciem w roli głównej. „Jankes” tylko podwyższył prowadzenie po wrzutce Sadloka z rożnego, a przystemplował je Guerrier. Wynik prawie idealny, gra momentami wręcz imponująca.
Fot. FotoPyK