Wybory za pasem, kampania jest już na ostatniej prostej. Macie już pełne prawo na samo hasło „obietnica wyborcza” reagować odruchem wymiotnym, też już wyrośliśmy z bajeczek. Dlatego, gdy dziś to hasło pojawiło się w kontekście Drągowskiego… Lekko zdębieliśmy, ale już uspokajamy – to nie kandydaci do naszego parlamentu ośmielili się ogrzać w sławie młodego bramkarza Jagiellonii. Zrobił to kandydat na prezydenta Besiktasu Stambuł.
Brzmi dość abstrakcyjnie, prawda? To znaczy sama obietnica transferu danego piłkarza w przypadku zwycięstwa danego kandydata nie jest niczym nowym, dzieje się to dość często. Jednak zazwyczaj pretendenci do wysokich stanowisk w klubach lubią ogrzać się w świetle jakiejś gwiazdy, a nie chłopaka, który wchodzi dopiero do dorosłego futbolu, ma za sobą ledwie jeden dobry sezon. Jeśli kibice Besiktasu na co dzień mogą oglądać Mario Gomeza i Ricardo Quaresmę, a w przeszłości mogli m.in. Gutiego i Simao, siłą rzeczą nazwiskiem „Drągowski” może być ciężko zrobić na nich wrażenie.
A jednak Ruzgar Sagnak zdecydował się na taki krok. Może wydawać się wam, że oszalał, ale szczerze mówiąc – ma to ręce i nogi. Drągowski jest jedynie egzemplifikacją polityki klubu proponowanej przez Sagnaka. Generalnie wychodzi on z założenia, że do jego klubu niekoniecznie mają trafiać znane nazwiska w wieku przedemerytalnym, które chcą jeszcze porządnie dorobić w lidze, która jest mniej wymagająca. Według niego Besiktas może powalczyć z zachodnimi klubami o największe wschodzące gwiazdy futbolu, które dopiero później opuściłyby Turcję za grube miliony. Wolałby Besiktas, który nie byłby tylko przedostatnim lub ostatnim przystankiem w karierze, a w dużej mierze bazą startową.
Czy ktoś to kupi? Nie znamy aż tak specyfiki tamtejszej ligi, by wyrokować. Ale na pewno Sagnak zwrócił na siebie uwagę. Tym bardziej, że chrapkę na Polaka mają/mieli również w Galatasaray. Finansowo powinien podołać, ciężej byłoby zapewne przekonać Bartka do takiej opcji.
Tak czy siak, dla Drągowskiego to całkiem spore wyróżnienie.
Fot. FotoPyK