Wiele osób chciałoby się ogrzać przy sukcesie reprezentacji Adama Nawałki, a najbardziej medialne są przypadki, w których probują to robić byli selekcjonerzy. Ostatnio w taki sposób chciał błysnąć Franciszek Smuda (pisaliśmy o tym TUTAJ), a wczoraj – przynajmniej według portalu sport.pl – podobnie zachował się Jerzy Engel. Tak przynajmniej wywnioskowaliśmy z dość jednoznacznego tytułu: “Jerzy Engel dla Sport.pl: Osiągnęliśmy sukces, bo Nawałka wrócił do mojej koncepcji”.
Wiadomo, Engel to łatwy cel, bo zatrzymał się gdzieś w latach 2000-2001, czyli w okresie ostatnich sukcesów prowadzonej przez niego reprezentacji. Pomyśleliśmy nawet, że jego wypowiedź będzie wdzięcznym tematem na szybką szyderkę, do czego przecież Jerzy Władysław zdążył przyzwyczaić. W środku jednak zastaliśmy niespodziankę, bo przeczytaliśmy: “Awans na Euro 2016 to zasługa jedynie Adama Nawałki. Nikt nie ma prawa dopisywać sobie zasług do tego awansu. Tak jak ja nie dopisywałem swojej działki do Janasa czy Beenhakkera. (…) To jest sukces jedynie Nawałki, jego sztabu i piłkarzy.”
Co zatem dziennikarz sport.pl miał na myśli, formułując taki nagłówek? Otóż odniósł się on do innego fragmentu rozmowy:
Czy widzi pan podobieństwa pomiędzy pańską reprezentacją a obecną? (…)
Adam Nawałka wrócił do tego, co miała moja kadra, a odeszli od tego moi następcy. Czyli gra dwoma napastnikami. To jest klucz do sukcesu w polskiej piłki nożnej. My nie produkujemy światowej klasy skrzydłowych, ale mamy dobrych bocznych pomocników. Jesteśmy drużyną, która potrzebuje duetu napastników.
Dobra, też byśmy nie wpadli na to, by parę Milik-Lewandowski porównać do duetu Olisadebe-Kryszałowicz, ale – jakkolwiek patrzeć – Engel został zapytany o podobieństwa pomiędzy obiema drużynami. I znalazł najprostsze oraz jak najbardziej prawdziwe odniesienie: grałem dwoma napastnikami i Nawałka też gra dwoma napastnikami. Jak można zrozumieć z wypowiedzi byłego selekcjonera, od dawna produkujemy lepszych napastników niż skrzydłowych i to też wydaje się prawdziwe. A że Engel zapomniał o taktyce Pawła Janasa, który również grał dwójką z przodu? No zapomniał, ale ani trochę nie zmienia to sensu wypowiedzi. Przeciwnie, potwierdza tylko prawdziwość jego tezy: w XXI wieku na cztery udane eliminacje aż w trzech graliśmy dwoma napastnikami.
Czyli Engel po prostu podzielił się swoim spostrzeżeniem, zresztą całkiem celnym. Jak jednak przypuszczamy, nie każdy kliknie w cały wywiad, a część poprzestanie na zapoznaniu się z samym nagłówkiem. Innymi słowy, jakiś ułamek ludzi zakoduje sobie w głowie, że kolejny po Smudzie selekcjoner bezczelnie przypisuje sobie cudze zasługi. Mamy więc tego typu sytuację, że dziennikarz – któremu Engel poświęcił wcześniej swój czas – dla taniego poklasku postanowił zrobić z niego bufona, a to jednak dosyć obrzydliwe. Jakkolwiek patrzeć, to nie byłemu selekcjonerowi zabrakło tutaj klasy.
A Engelowi możemy tylko poradzić, by w przyszłości rozważniej dobierał sobie rozmówców.
Fot. FotoPyK