Chyba wszyscy pamiętamy, albo przynajmniej kojarzymy, piękną przygodę Groclinu w Pucharze UEFA, której wisienką na torcie była zdziwiona mina Davida Seamana po tym, jak Sebastian Mila wcisnął mu bramkę z wolnego na City of Manchester Stadium. Piękne mecze się pamięta, ale być może większość zapomniała, że wszystko to zaczęło się od 1. rundy, w której Groclinowi dopisało sporo farta.
Tak się składa, że dziś mija dokładnie dwanaście lat od rewanżowego meczu z Herthą Berlin. Na wyjeździe skończyło się zaledwie bezbramkowym remisem i choć oczywiście był to wynik jak najbardziej pozytywny i prasa piała z zachwytu, to o optymizmie, który pojawił się w dalszych fazach, nikt wtedy jeszcze nie myślał. W pierwszej połowie rewanżu Groclin dominował, ale nie wychodziło z tego nic godnego uwagi. Niemcy szczelnie kryli superduet Andrzej Niedzielan – Grzegorz Rasiak. Często brutalnie faulowali. W pierwszej części Hertha oddała ledwie jeden strzał.
Długo, bardzo długo zanosiło się na dogrywkę i wskazywały na to wszystkie okoliczności. W drugiej połowie Niemcy grali żwawiej. Próbowali kontrataków, ale tamtego dnia nic im nie wychodziło. Bezradny był też grający w ataku Herthy Artur Wichniarek. Potem szczęścia spróbował Piechniak, ale obronił facet, który do dziś nie zmienił dresów – Gabor Kiraly. I wreszcie, 84. minuta. Piechniak srzela, Kiraly wypluwa piłkę Rasiak strzela. Piłka odbija się jeszcze od Simunicia i jest 1:0. Groclin eliminuje wielką Herthę.
Maciej Iwański czekał na ten moment przez 174 minuty.
Tamtego dnia awans do kolejnej rundy przyklepała też Wisła Kraków, która po dwóch bramkach Tomka Frankowskiego wywiozła wygraną 2:1 z Nijmegen, gdzie mierzyła się z NEC. Było gorąco, bo pierwszą bramkę zdobył Mike Zooneveld, a wynik 1:0 dawał awans Holendrom. Potem jednak, podobnie jak wcześniej w Krakowie, Franek walnął dwukrotnie i Biała Gwiazda była górą. To był udany dzień.