Kiedy Słowacja przyklepała awans na Euro 2016, pomyśleliśmy: no, to w Legii zacznie się chuchanie i dmuchanie na Ondreja Dudę, by do tego czasu się nie rozsypał. Nie ma lepszego momentu na skok wartości piłkarza niż wielki turniej. Potwierdzą James, Navas, Ochoa i wielu, wielu innych, a kto wie – może jakimś cudem legionista załapałby się do wyjściowego składu reprezentacji? Oczywiście mało to prawdopodobne, ale nie takie cuda zdarzały się w futbolu. Z Łazienkowskiej wypłynęła jednak kolejna kiepska wiadomość. Duda znów ma uraz, który nie pozwolił mu zagrać z Luksemburgiem. Na zgrupowaniu kadry podkręcił staw skokowy i – choć z Cracovią teoretycznie może wystąpić – to jednak zapala się lampka alarmowa.
Ten rok zaczął się dla Dudy najgorzej, jak tylko mógł. Od brutalnego faulu Limbersky’ego w sparingu z Viktorią. Słowak stracił dwumecz z Ajaksem i dwie kolejki ligowe. W kwietniu wypadł na trzy mecze (za czerwoną kartkę), a w 35. kolejce doznał kontuzji, która wyeliminowała go z następnego spotkania.
Bilans z wiosny? 15 meczów, 1 gol, 1 asysta.
Runda dramatyczna, liczby katastrofalne, wartość w dół.
Jesień zaczęła się dla Dudy w podobnym stylu. Najpierw oberwał kamieniem z Kukesi, potem doznał kontuzji kostki z Piastem, a następnie – pod koniec września – odnowił mu się uraz mięśnia dwugłowego. Żadna z tych dolegliwości nie okazała się poważna. Duda wykręcił w 17 meczach 3 gole i 3 asysty, ale w aż sześciu ligowych meczach na osiem nie miał bezpośredniego udziału przy bramkach. W ostatnich spotkaniach można było jednak odnieść wrażenie, że wraca stary dobry Duda. Ten, jakiego pamiętamy z okresu po przyjeździe do Polski. Z finezją, polotem, swobodą i luzem. Tylko co z tego, skoro wiecznie coś mu przeszkadza w złapaniu regularności – albo wiosną czerwona kartka, albo te ciągłe drobne urazy, albo głowa, bo nie jest tajemnicą, że Ondrej uważa siebie za Hamsika i Nedveda razem wziętych.
Przed nim najważniejszy okres w dotychczasowej karierze. Odbudowanie Słowaka to jedno z większych wyzwań Stanisława Czerczesowa. Jeżeli Rosjanin nauczy go zwykłej boiskowej walki, a przy tym usadzi na dupie, może się okazać, że Legia naprawdę zarobi miliony euro za transfer swojego piłkarza, zamiast wspominać utraconą szansę na taki zarobek – niczym Widzew wspominał niedoszłe przenosiny Marka Citki do Blackburn.
Fot. FotoPyK