Reklama

Pomarańczowa katastrofa. Koniec reprezentacji, którą ceniliśmy…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

14 października 2015, 14:28 • 5 min czytania 0 komentarzy

Holandia nie pojedzie na mistrzostwa Europy we Francji. Pojedzie Albania, pojedzie Irlandia Północna, być może zameldują się na nich również Węgrzy i Słoweńcy, a trzeciej drużyny ostatniego mundialu zabraknie. Właśnie teraz, gdy drzwi do turnieju finałowego są otwarte tak szeroko jak nigdy wcześniej. Z jednej strony – szok i niedowierzanie, z drugiej – w czasie ostatnich kilku, a nawet kilkunastu miesięcy Oranje zawodzili tak widocznie, że kibice reprezentacji zdążyli oswoić się z myślą, że ten projekt nie przyniesie im zbyt wiele radości. Liczono jeszcze na ostatni zryw lub przynajmniej – skoro nie wszystko było w nogach Holendrów, musieli mieć nadzieję, że rady nie da Turcja – na godne pożegnanie z eliminacjami. Takie, które dawałoby nadzieję na lepsze jutro. Mecz z Czechami nie był ani jednym, ani drugim. 

Pomarańczowa katastrofa. Koniec reprezentacji, którą ceniliśmy…

Dzisiejszy przegląd holenderskiej prasy jest festiwalem bardziej lub mniej wyrafinowanej szydery. Jeśli chodzi o kreatywność, zawsze ceniliśmy tamtejszych dziennikarzy. Tyle, że wcześniej zazwyczaj pięknie pisali oni o zwycięstwach. Teraz musieli przestawić wajchę w drugą stronę, a po meczu o wszytko, w którym ich reprezentacja zbłaźniła się na tle rozprężonych i długo grających w dziesiątkę Czechów, dostali zielone światło, by użyć najostrzejszej amunicji.

„W Amsterdamie byliśmy świadkami ostatecznego zdemaskowania holenderskiej drużyny narodowej. To była parodia piłki na najwyższym poziomie. Żałosna drużyna, która nie miałaby czego szukać w turnieju finałowym” – tak z kadrą rozprawia się De Volkskrant. – „Były głośne zapowiedzi totalnego futbolu, a był jedynie totalny chaos”.

Podobny motyw wykorzystuje De Telegraaf. – „Futbol totalny? Wyszło totalne upokorzenie. Reprezentacją rządzą złe moce. Jesteśmy kolejną ofiarę mundialowego przekleństwa”. Algemeen Dagbald: – „Ta kadra to największe pośmiewisko w historii naszego futbolu. Jak można upaść tak nisko w ciągu zaledwie kilkunastu miesięcy? Nawet armia psychologów i naukowców miałaby problem z udzieleniem odpowiedzi”.

holl

Reklama

W zasadzie moglibyśmy dalej przerzucać się z hasłami i wyrwanymi z kontekstu zdaniami, w których dziennikarze przez wszystkie przypadkami odmieniają słowa: kompromitacja i pośmiewisko, ale czujemy potrzebę pochylenia się na tym bardziej szczegółowo. W końcu mówimy o jednej z większych niespodzianek w futbolu reprezentacyjnym w tym wieku.

Po pierwsze: spieprzenie pracy wykonanej przez Van Gaala. Może i dla Tomasza Wołka to bufon z chamską twarzą, o którym nie można myśleć inaczej niż z antypatią, ale trzeba mu oddać, że wynik na mundialu zrobił bardzo dobry. I nie zostawił po sobie spalonej ziemi, a wręcz przeciwnie – drużynę, która miała wszelkie podstawy, by jeszcze pójść do przodu względem turnieju Brazylii. Przypomnijcie sobie, co wtedy pisano. Holandia właśnie w tych eliminacjach miała być idealną mieszanką gwiazd z doświadczeniem i młodzieży z fantazją. Z ważniejszych graczy ubył w zasadzie tylko Dirk Kuyt, który mówiąc o zakończeniu reprezentacyjnej kariery, zaznaczył, że w razie czego kadrze nigdy nie odmówi pomocy. Reszta starszyzny  była w gotowości, a nowe pokolenie – z Memphisem Depayem i Georginio Wijnaldumem na czele – miało zapewnić ciągły rozwój. Obyty w pracy z drużynami narodowymi Guus Hiddink z kolei miał być gwarantem poukładania wszystkich klocków w świetną całość.

Miała być idealna mieszanka, wyszedł bełt.

I nagle okazało się, że ci doświadczeni mają swoje problemy (nieprzypadkowo tylko kruchy Robben utrzymuje się w klubie z absolutnego topu), a młodzi nie są jeszcze gotowi, by wziąć na siebie odpowiedzialność za wyniki. Dziś w Holandii pisze się o smutnym końcu wielkiej trójki, niektórzy wręcz nawołują do radykalnych zmian. Robben na kolejny turniej miałby jechać jako 34-latek, a nie jest okazem zdrowia. Sneijder to jego rówieśnik, van Persie jest rok starszy. Do tego dochodzi 32-letni Huntelaar, a wyliczanka obejmuje również piłkarzy młodszych, ale bez większych perspektyw: Afellaya, Elię, Lensa, van der Wiela czy kontuzjowanego ostatnio Vlaara.

Szybko przychodzi jednak refleksja, że tak naprawdę budować jeszcze nie ma na kim. W zasadzie Depay jest teraz jedynym gotowym kandydatem na gwiazdę światowego formatu. Do tego solidni Blind, de Vrij i jeszcze kilku jako tako rokujących. Reszta? Reszta to na razie kandydaci na solidnych piłkarzy. Widać to na przykładzie chociażby linii obrony z wczorajszego meczu: Tete (20 l.), van Dijk (24 l.), Bruma (23 l.), Riedewald (19 l.). Wyglądało to tak, jakby Holandia zajumała stary system gry Cracovii, ten z pominięciem defensywy. W kadrze aż roi się od podobno zdolnej młodzieży: El Ghazi, Kongolo, Rekik, Bazoer, Klaassen, Willems – żaden nie ma więcej niż 22 lata. Nie są jednak gotowi, by samodzielnie zamieszać w dorosłym futbolu.

Inną kwestią jest to, komu zostanie powierzona misja budowania nowej reprezentacji. Danny Blind zostanie na stanowisku. Najwidoczniej jeszcze nie nadszedł czas któregoś z młodszych, którzy zbierali już doświadczenia przy kadrze, a teraz rządzą w największych holenderskich klubów. Mowa oczywiście o Cocu i de Boerze. Blind eliminacje rozpoczynał jako asystent pierwszego trenera, a stery przejął po rezygnacji Hiddinka w czerwcu. Naturalnie jest pod ostrzałem, bo w momencie rozpoczęcia jego samodzielnej pracy drużyna była jeszcze na miejscu gwarantującym grę w barażach, ale można też zauważyć pewne zrozumienie w stosunku do faktu, że przejął ekipę w ciężkim momencie. Został kapitanem okrętu, który szedł na dno i po prostu utopił się razem z nim.

Reklama

Ale od razu pojawia się kontrargument. Doświadczenie Blinda z trenerką jest mizerne. Więcej pracował jako dyrektor sportowy, a czternastomiesięczny okres trenowania pierwszej drużny Ajaksu to już historia dość zamierzchła (lata 20o5-06). Czy ktoś taki jest odpowiednim kandydatem na selekcjonera w tych ciężkich czasach? Nietrudno mieć wątpliwości.

Najnowsze

Polecane

Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi walczy o skok… na 300 metrów

Sebastian Warzecha
0
Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi walczy o skok… na 300 metrów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...