Reklama

Kadra inna niż wszystkie. Chapeau bas, panowie

redakcja

Autor:redakcja

12 października 2015, 04:39 • 4 min czytania 0 komentarzy

Czwarty za mojego kibicowania awans Polaków na wielką imprezę, czwarty, ale mam wrażenie, że najfajniejszy. Oto zebrała się grupa ludzi potrafiąca z zadziwiającą regularnością serwować wielkie emocje, niezły futbol, walkę na całego od pierwszej do ostatniej minuty, a wszystko dumnie pod biało-czerwoną banderą. Schlebia mi, że to akurat oni mnie reprezentują – ot co. Miałem drużyny swojego dzieciństwa, może dorobię się drużyny swojej dorosłości?

Kadra inna niż wszystkie. Chapeau bas, panowie

Wybiegam tu dość daleko, poprzeczkę zawieszam na wysokości stratosferycznej, ale wierzę, że nasi mogą temu zadaniu sprostać. Bo mają potencjał jak żadna Polska kadra, którą pamiętam. Jest przepaść między atakowaniem rywali Żurawskim, a Lewandowskim. Jest przepaść między wszechstronnym wachlarzem umiejętności Krychowiaka, a czymkolwiek co był w stanie pokazać Mariusz Lewandowski. W każdej formacji mamy kogoś, kto należy do europejskiego topu – ten kręgosłup stanowią Lewy, Krychowiak, Glik i właściwie dowolny z bramkarzy, bo wszystkich trzech szanuję na równi. A przecież jest jeszcze nieobliczalny Grosik, który zawsze potrafi namieszać; jest Kuba, który pięknie odbudowuje się we Florencji i już został uznany przez La Gazetta dello Sport najlepszym letnim transferem Serie A; jest Piszczek, wciąż modelowy przykład nowoczesnego prawego obrońcy, który gdy ma swój dzień, należy do najlepszych; jest mający wszystko przed sobą Milik, tak cholernie utalentowany, z tak zabójczą lewą nogą.

Zawsze wprowadzaliśmy na wielkie turnieje drużyny anonimowe. Drużyny, które miały być pochwałą zespołowego grania, ale ostatecznie okazywały się zwyczajnie za krótkie, za blade. Tym razem posyłamy w bój zespół, który ma światową gwiazdę, kilku najwyższej klasy piłkarzy, a uzupełniony jest szeregiem zdolnych i gotowych zostawić serce na boisku zawodników. To komfort i potencjał, jakiego nie pamiętam. Dla odmiany mamy okazję doświadczyć kibicowania nie wyłącznie wyrobnikom, ale też talentom wybitnym. Nie musimy przytaczać odwiecznego “Polska najlepiej czuje się z kontry” tylko mamy dość arsenału, by narzucić swoje warunki, pograć ofensywnie.

Co mi się jednak najbardziej podoba, to że ci nieprzeciętni piłkarze stanowią na murawie monolit – mówię na murawie, bo nie będę udawał, że wiem jak to wygląda w środku. Może równie dobrze, na to wskazują wszelakie filmy i wywiady, ale nie siedzę w nimi szatni, nie będę się wygłupiał. Boisko jednak mówi wiele, a tu gołym okiem widać niesłychaną determinację i siłę woli u każdego. Widzę jak wszyscy jednomyślnie zasuwają do ostatniej kropli potu, jak wszyscy się motywują i wspierają, jak ci o bardziej technicznych zdolnościach i inklinacjach ofensywnych wracają by z poświęceniem pomóc obrońcom – to imponuje nie mniej niż fajna kiwka, wrzutka, a może nawet bardziej. Ja często łapię się na tym, że jeszcze bardziej podoba mi się to jak gramy bez piłki, niż z nią, choć i tu uważam, że jest naprawdę nieźle. Oczywiście, że popełniamy błędy, ale i tak Polacy to boiskowi pracoholicy, zawsze maksymalnie zaangażowani w każdą akcję, a z kimś takim nie tyle łatwiej się utożsamiać, co z kimś takim chce się utożsamiać. Ich, że tak powiem, zdolności sceniczne, a więc wprowadzanie dramaturgii do każdego meczu, nie są same w sobie wartością, ale nie udawajmy, że nie wpłynęły na nasz nieco cieplejszy, bardziej zaangażowany stosunek.

Osobny temat to Nawałka. Sypię głowę popiołem: nie wierzyłem. Ktoś powie – zaskoczeniem Mączyński, odkryciem eliminacji Milik, ale dla mnie to właśnie nasz szkoleniowiec zasługuje na statuetki w niemal wszystkich kategoriach. Nikt w futbolu nigdy tak skutecznie swoimi osiągnięciami nie zamknął mi ust – nie mam dziś odwagi krytykować ruchów Nawałki, bo cała branża nacięła się już na tym wielokrotnie, a to jadąc po powołaniach Mili, Peszki czy Mączyńskiego, a to przy kwestii Błaszczykowskiego. Pan Adam nawet jeśli na otwarcie Euro wystawi Tkocza w ataku, to nic nie powiem, będę niewzruszenie spokojnie czekał na efekty.

Reklama

Jakże długą drogę przeszliśmy, by móc dziś świętować. Pamiętam taki upiorny mecz, definicję futbolowej tragedii w wykonaniu Polaków – porażkę 0:3 ze Słowenią za Beenhakkera. Nie wychodziło nic, biało-czerwoni rozbici aż żal patrzeć, nie potrafiący pokazać nic piłkarsko, bezjajeczni i bezradni. Trup nie drużyna. Jedynym pozytywem było poczucie, że już po wszystkim. Koszmarny mecz zaczął się i wybrzmiał, tak jak i całe eliminacje, teraz można wcisnąć reset. Problem w tym, że w złośliwy sposób te dziewięćdziesiąt minut słoweńskiej mordęgi rozciągnęły się na kilka długich, okropnych lat, kiedy kadra tylko rozczarowywała, z wolna stając się społecznie akceptowalnym synonim pośmiewiska.

Pomyślcie kiedy poprzednio reprezentacja odniosła rzeczywisty sukces. Za Beenhakkera, wchodząc na Euro, potem już tylko stopniowanie katastrof. Bitych osiem lat od zadowolenia – szmat czasu! Niemal dekada! Po takiej posusze sukces smakuje jeszcze bardziej, bo nareszcie można też skreślić te wszystkie upiorne sezony.

Ci ludzie nie tyle odnowili znaczenie słów “reprezentacja Polski”, co wydobyli je z gruzów. Już mają na koncie dwa poważne sukcesy: pokonanie Niemców (nie mówmy, że to osobno nie ma znacznej roli i wagi) i awans na dużą imprezę. Przede wszystkim gołym okiem jedna widać, że mają apetyt na więcej i obrali kierunek, by swój nieprzeciętny jak na polskie warunki wspólny potencjał wykorzystać.

Leszek Milewski

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
0
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna
Piłka nożna

Błaszczykowski o aferze zdjęciowej. “Mnie nie pozwoliłoby wewnętrzne ego”

Patryk Stec
6
Błaszczykowski o aferze zdjęciowej. “Mnie nie pozwoliłoby wewnętrzne ego”

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...