Reklama

Czy pracownicy Lecha to w ogóle jeszcze piłkarze?

redakcja

Autor:redakcja

05 października 2015, 11:24 • 2 min czytania

Nasi młodsi czytelnicy mogą nie pamiętać tych czasów. Brzmi to jak poprzednia epoka, jak okres PRL-u. Ale zdarzyło się. Autentycznie taka historia miała miejsce. Zbliżało się Euro 2012, szykowaliśmy się do najważniejszego turnieju w historii polskiej piłki. Pozostawało do podjęcia kilka trudnych decyzji. Wtedy Franciszek Smuda zdecydował. Kamil Glik zostaje w rodzinnym Jastrzębiu. Na turniej jedzie Marcin Kamiński. Minęły trzy lata z hakiem, pierwszy ma pozycję czołowego stopera Serie A, natomiast drugi jest od jakiegoś czasu byłym piłkarzem Lecha. Przebywa na kontrakcie zawodniczym, jednak usług – nazwijmy to – piłkarskich nie świadczy już od dawna. 

Czy pracownicy Lecha to w ogóle jeszcze piłkarze?

W tej kolejce Cracovia wybiła wznowienie kariery z głowy jednak nie tylko Kamińskiemu, ale też Kadarowi i Gostomskiemu. Konkurencja oczywiście nie śpi, ale wydać parę stów euro na takiego ananasa, podczas gdy Wisła z tej ligi wyjęła za darmo Guzmicsa… No, to naprawdę zasługuje na uwagę, szczególnie budując rankingi niegospodarności. A przy tym niemal jednogłośnie zrezygnować z Nikolicia – cała polityka Lecha. Miał rację Piotr Rutkowski mówiąc, że Nemanja nie pasuje do „Kolejorza”. Taka prawda – Węgier wylądował w kozakach już po raz piąty, czyli jest pod tym względem lepszy nawet od fantastycznego Mraza. To już prawdziwa sztuka.

Reklama

Ostatnie tygodnie to też seria przebudzeń kandydatów na wiodące postaci ligi. W końcu chyba na dobre odbił się Mak, wrócił – jak napisaliśmy w relacji – stary dobry Akahoshi, a Kuświk z Jagiellonią zagrał chyba nawet lepiej niż w swoich najlepszych czasach z Ruchu. Z „Jagi” wyróżniamy też Filipa Modelskiego, który po bardzo równym, solidnym początku sezonu kompletnie się wykoleił. Tradycyjną wywrotkę – skoro już jesteśmy przy obrońcach – zaliczył też Mateusz Cichocki, który miał zostać według prezesa Leśnodorskiego najlepszym stoperem w historii Legii, a pracuje na miano najgorszego stopera w historii Ruchu. Przyznacie – niezły rozstrzał.

Na koniec odnotujmy też, że poznańska klątwa dotknęła również Mateusza Możdżenia. I nawet nam go szkoda, bo to inteligentny i sympatyczny chłopak, ale od kilkudziesięciu miesięcy nie daje ani pół argumentu, by traktować go jako piłkarza ekstraklasowego. Z Lecha i Lechii można wylecieć i spaść na cztery łapy. Z Podbeskidzia już niekoniecznie. A do kozaków – tytułem ciekawostki – braliśmy też pod uwagę Fojuta, Vacka, Borysiuka, Sobolewskiego i Rakelsa, którzy rozegrali w weekend wyborne partie. Wszystkich jednak nie pomieścimy, a konkurencja była naprawdę spora.

kDhlBE0 snL7TKc

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama