Jeśli to było pożegnanie Henninga Berga – a już absolutnie wszystko wskazuje na to, że tak – to nie można powiedzieć, by piłkarze Legii za wszelką cenę chcieli, by norweski szkoleniowiec wspominał ich dobrze. Nie dało się wyczuć doniosłej atmosfery w powietrzu, piłkarze wypadli na tle Górnika przeciętnie. Czyli dokładnie tak jak z Termaliką i jeszcze w kilkunastu innych spotkaniach w tym roku. Cóż, kończy się pewien rozdział, a mecz w Zabrzu był jego niemal idealnym podsumowaniem.
Bramki stracone po stałych fragmentach. Zadziwiająca wręcz bierność poszczególnych piłkarzy. Brak koncentracji i płynności w grze. Być może również lekkie zlekceważenie rywala. Za wszystko to krytykowaliśmy Legię Berga już wiele razy w tym roku i wszystko to zobaczyliśmy dziś w wykonaniu piłkarzy stołecznego klubu. Był też Nikolić ratujący tyłki kolegom, czyli obrazek, do którego zdążyliśmy się przyzwyczaić jesienią.
Górnik był w tym meczu mocno zdeterminowany, by uprzykrzyć życie gościom. Ojrzyński wystawił podwójne zasieki w postaci pięciu obrońców, już w zapowiedziach przed spotkanie można było wyczuć, że będzie liczył na kontry i stałe fragmenty gry. Taktyka okazała się skuteczna. To po wrzutkach ze stojącej piłki gospodarze strzelali bramki. Najpierw Danch łatwo wygrał pojedynek, a Rzeźniczak nie upilnował Szeweluchina (1-0), a później Sobolewski wygrał przebitkę i wpakował piłkę do bramki (2-1).
W międzyczasie mieliśmy karnego – delikatnie rzecz ujmując – kontrowersyjnego. Około 65 razy wszyscy zdążyli powtórzyć, że “kontakt był”, ale chyba musimy przypomnieć, że piłka nożna jest właśnie sportem kontaktowym. Nie każde spięcie w polu karnym, to jedenastka. Sędzia Musiał nie musiał nie powinien po starciu Brozia z Madejem wskazywać na wapno.
A potem – jak już wspomnieliśmy – jak trwoga, to do Nikolicia. Węgierski napastnika pewnym krokiem zmierza w kierunku korony króla strzelców. Najpierw na bramkę zamienił jedenastkę, a później strzelił naprawdę ładnego gola po długim zagraniu Rzeźniczaka. To chyba jego najpiękniejsze trafienie w Legii.
2-2. I w zasadzie spotkanie nam się skończyło. Na drugą połowę drużyny wyszły chyba tylko dlatego, że wypadało. Górnik nie miał sił, a Legia nie miała pomysłu. Lekkie ożywienie wniósł Duda, lecz nawet po czerwonej kartce dla Kwieka, goście nie wbili zwycięskiego gola. Próbował Słowak, próbował Prijović, ale doszła kolejna pozycja do naszej wyliczanki problemów drużyny Berga – nieskuteczność.
Stanisław Czerczesow mógł w trakcie tego meczu wynotować sporo rzeczy. Oczywiście więcej w rubryce “minusy” niż “plusy”.
Fot. FotoPyK