Reklama

Ucieczka PSG? Problem w tym, że nikt nie goni

redakcja

Autor:redakcja

28 września 2015, 20:47 • 7 min czytania 0 komentarzy

Wszyscy spodziewali się kolejnego sezonu dominacji Paris Saint-Germain na krajowym podwórku, ale chyba nikt nie sądził, że różnica między stołeczną potęgą a pozostałymi gigantami ligi będzie aż tak olbrzymia. Kilka miesięcy temu w Ligue 1 trwał przecież zażarty wyścig nawet sześciu klubów, trzy trzymały się cały czas blisko paryżan, dwa kolejne mogły zawsze uderzyć z drugiej linii. PSG – przynajmniej do momentu, w którym odpadło z Ligi Mistrzów – nie mogło czuć się mistrzem, nie mogło patrzeć z góry na resztę stawki. Jasne, finisz nie pozostawił wątpliwości, który francuski klub jest obecnie największy, najsilniejszy i najmocniejszy. Ale jeszcze w dwudziestej kolejce Blanc i jego podopieczni zajmowali czwarte miejsce, tracili cztery punkty do Lyonu, trzy do Marsylii, przed nie wepchnęło się nawet Saint-Etienne.

Ucieczka PSG? Problem w tym, że nikt nie goni

Dziś? Wygląda na to, że Ligue 1 została rozstrzygnięta zanim się tak naprawdę rozpoczęła. Nie chodzi już nawet o formę PSG, ale o fakt, że paryżan… nikt nie goni.

Kto mógł się wydawać przed sezonem najpoważniejszym rywalem? Część ekspertów pewnie postawiłaby na Olympique Lyon. Wzmocniony Mathieu Valbueną, Rafaelem czy Sergi Darderem (mówiło się o kwocie odstępnego na poziomie 12 milionów euro), z Lacazettem w ataku, coraz sprawniej porządkujący bałagan po niedawnych problemach organizacyjnych i sportowych. Olympique miał powoli wracać na swoje miejsce – “swoje”, czyli hegemona, który między 2002 a 2008 rokiem nie mógł znaleźć pogromcy na własnym podwórku. Wzór? Pamiętna seria siedmiu mistrzostw, boleśnie przerwana sześć lat temu. Do tych lat, do ówczesnego kształtu klubu chciałby dążyć Lyon.

– Koniec z zarabianiem, czas na wygrywanie – zdawali się krzyczeć kibice Les Gones, którzy kilka sezonów temu na transparentach dedykowanych włodarzom klubu pisali: “jesteście w stanie wygrywać jedynie pieniądze”. To miało się zmienić, a sukcesom na murawie miało towarzyszyć przywrócenie mentalności zwycięzców. To właśnie na problemy w głowach zawodników i ogółem ludzi zaangażowanych w budowę Olympique wskazywali kibice – odpadnięcie z Pucharu Francji z Nantes czy porażka w dwumeczu z Astrą Giurgiu w Lidze Europy miały być koronnym dowodem na słabą psychikę w ostatnim roku. Olympique przecież potrafił wygrać siedem spotkań z rzędu na przełomie grudnia i stycznia. A skoro tak – czemu po odpowiednich wzmocnieniach i otrzaskaniu z grą o najwyższe cele, nie mógłby na serio powalczyć o detronizację PSG?

Pompka więc trwała, a tuż po pompce zaczął się… szpital. Przez Lyon przeszło morowe powietrze. Na plecy narzekał Lacazette, urazu doznał Rafael. Wreszcie rozsypała się bodaj największa nadzieja zespołu, Nabil Fekir. 22 lata, wychowanek, już po debiucie w reprezentacji. Podpora. Strzelec czterech ligowych goli. Zerwane więzadła. Coś jak wyrok. Zarówno dla Fekira, jak i Lyonu. Tym bardziej, że począwszy od sparingów (0:6 z Arsenalem…), na meczach ligowych kończąc drużyna nie pokazywała ani krzty tej wyczekiwanej “mentalności zwycięzców”.

Reklama

Fekir w szpitalu, Lacazette bez formy, N’jie w Tottenhamie. Lyon na ósmym miejscu. Trzy zwycięstwa w ośmiu kolejkach. Delikatnie rzecz ujmując, nie jest to wyśnione pole position, z którego można zaatakować PSG. Zresztą, różnicę między oboma klubami doskonale pokazał Superpuchar, w którym PSG dosłownie rozjechało rywali. Olympique oddał jeden celny strzał, posiadanie piłki na poziomie 30%. Dobranoc.

Skoro nie Lyon, to może Marsylia? Ha, tu jest jeszcze ciekawiej. Stade Velodrome szalone jest od tak dawna, że powoli można chyba uznać to za obowiązujący stereotyp. O, albo wykuwać nowe powiedzonka, jak choćby: “bajzel jak w Marsylii” lub “uporządkowany jak l’OM”. Najpierw “Bielsa-gate” – odejście Marcelo Bielsy po zaledwie jednym meczu, w dodatku w atmosferze wzajemnych pretensji i niedomówień. “El Loco” zarzucał klubowi zmianę warunków nowego kontraktu tuż przed podpisem, oni odpowiadali zaskoczeniem. Ale zaskoczenia właściwie być nie mogło – Bielsie nakazano pracować z kompletnie nowym garniturem zawodników, pozbawiając go wszystkich ostrzejszych kłów z ubiegłego sezonu. Ile warty jest Dimitri Payet widać po wynikach West Hamu United. Andre Ayew też odpalił momentalnie po opuszczeniu Marsylii. Fanni, Morel, Gignac… Po stronie strat Marsylia przez całe lato dopisywała kolejne nazwiska. Ostatnim było właśnie nazwisko szkoleniowca.

Marsylia zaczęła więc sezon zgodnie z przewidywaniami związanymi z oknem transferowym i skandalem wokół stanowiska trenera pierwszego zespołu. Słabo. Albo nawet bardzo słabo. Cztery kolejki – trzy porażki. Po przerwie na kadrę “Choc des Olympiques”, czyli klasyk z Lyonem. Piłkarsko zremisowany, ale w ogólnym rozrachunku – zdecydowanie przegrany. Na Stade Velodrome miał bowiem miejsce festiwal nienawiści w stosunku do Mathieu Valbueny – legenda Marsylii powracając do miasta w barwach rywala spotkała się z gorącym p owitaniem: od nienawistnych transparentów, przez powieszenie jego kukły, po przepychanki na lotnisku i zasypanie Valbueny gradem plastikowych buetelek. Wiadomo, że Olympique nie uniknie kary za te zajścia, a jeśli nawet wśród konsekwencji nie znajdą się ujemne punkty (których i tak Marsylia za wiele nie ma) – i tak derbowy mecz skomplikował ich sytuację.

W ostatni weekend na Stade Velodrome przybyło Angers. Wywiozło trzy punkty. 4 października l’OM zagra z PSG na wyjeździe. Przystępuje do tego meczu z czternastego miejsca. Osiem punktów w ośmiu meczach. W ostatnich pięciu -zaledwie jedno zwycięstwo.

Reklama

Nie Lyon, nie Marsylia. Oczy ludzi rozpaczliwie poszukujących ewentualnego pogromcy PSG skierowały się w naturalny sposób w stronę Monako, gdzie potęgę miał budować Dimitri Rybołowlew. Wszyscy doskonale pamiętają miesiąc miodowy, który trwał przynajmniej dwa okienka transferowe. Tak, James Rodriguez ściągnięty za fortunę z FC Porto, razem z nim Joao Moutinho, równie drogi, niemal równie utalentowany. Wykupienie duetu z Porto stanowiło manifestację siły. “Patrzcie, tu, trochę dalej od Paryża, też płaci się w czystym złocie”. Rosjanin od razu poczuł atmosferę Monako, a monakijskie luksusowe lokale i tamtejsza marina – sutość portfela oligarchów z tej części świata. Potem był Falcao, Berbatow, Ocampos – wiadomo, wyciąganie Monaco z kryzysu, który nieomal zepchnął klub na trzeci poziom rozgrywkowych trochę trwało. I “trochę” kosztowało.

Przez moment wydawało się, że Monaco i PSG stworzą nowobogacki duopol, który z czasem stanie się regularnym dostarczycielem półfinalistów Ligi Mistrzów. Top topów, prosto z Ligue 1, niezależnie czy ze stolicy Francji, czy z Księstwa Monako. O ile jednak PSG prze do przodu, o tyle Monaco się zatrzymało. Co wpłynęło najmocniej na zahamowanie projektu wielkiej drużyny w malutkim państewku? Czy faktycznie zaważył rozwód Rybołowlewa, który kosztował go jakieś absurdalne kwoty? A może chodziło o wypracowanie zysków, przez promowanie gości jak Rodriguez czy – nieco później – Martial?

Tak czy owak – AS Monaco nie zostało może rozprzedane – to mimo wszystko za mocny zwrot – ale poważnie osłabione. Osłabione sprzedażą kluczowych zawodników, ale osłabione przede wszystkim ucięciem dopływu świeżej, utalentowanej krwi. Gdy sezon po sezonie ściąga się za grube miliony największe talenty Europy i świata, ciężko rok później przestawić się na Fabio Coentrao i Stephena El Shaarawy’ego, obu zdecydowanie pod formą. Bezpośrednie starcie z PSG pokazało wszystkie braki – 0:3 na własnym stadionie nie pozostawia wątpliwości, że drużyna z Księstwa nie do końca nadąża za bogatszym rywalem ze stolicy. Zresztą, Monaco wtopiło też na własnym terenie z Lorient, a ogółem w ośmiu meczach zdobyło zaledwie dwanaście punktów – bogacze tracą już osiem “oczek” do PSG i cztery do wicelidera z Saint-Etienne.

No właśnie… AS Saint-Etienne. Chyba jedyny z “wielkich” ubiegłego sezonu, który i w tym nie zamierza ułatwiać PSG spaceru po tytuł mistrza. Wprawdzie “Zieloni” jak niemal każdy klub z Francji nie ustrzegli składu przed transferowymi potworami zza granicy (Gradela wyjęło Bournemouth, Tabanou został zgarnięty przez Swansea, Erdinc wyleciał do Hannoveru…), ale braki udało się załatać o wiele efektywniej, niż w obu Olympique’ach czy Monaco. Pięć zwycięstw z rzędu to zasługa sprzyjającego terminarza? Być może, bo przecież Saint-Etienne wcale nie gra wielkiej piłki. Osiem strzelonych goli w ośmiu meczach. Także do Ligi Europy awans rodził się w bólach – i mamy tu na myśli przede wszystkim remis z Milsami w Kiszyniowie, choć rywale z Mołdawii niemal czterdzieści minut grali w “dziesiątkę”.

Saint-Etienne uciułało jednak szesnaście punktów i jako jedyne z czwórki “gończych” z ubiegłego sezonu trzyma krótki dystans do PSG. Z drugiej strony… wciąż ma przed sobą mecze z drużynami z miejsc 1-4 na koniec Ligue 1 2014/15.

W tym całym zamieszaniu na centralną postać ligi na powrót wyrasta Hatem Ben-Arfa (piszemy o tym TUTAJ), a na podium znajduje się zespół Kamila Grosickiego.

Jak w tej atmosferze Ibrahimović, Di Maria, Cavani, David Luiz i spóła mają przyspieszać kroku? Sześć zwycięstw, dwa remisy, cztery punkty przewagi nad wiceliderem. Po ośmiu kolejkach Ligue 1, można odnieść wrażenie, że paryżanie tytuł mistrzowski wzniosą w górę w czystych, nieprzepoconych koszulkach. Każdy inny widok niż czwarte kolejne mistrzostwo, tym razem z rekordową przewagą nad wicemistrzem, będzie zaskoczeniem.

Najnowsze

Francja

Francja

Kolejny francuski klub w poważnych tarapatach. Właściciel zapowiada wielką wyprzedaż

Paweł Marszałkowski
3
Kolejny francuski klub w poważnych tarapatach. Właściciel zapowiada wielką wyprzedaż

Komentarze

0 komentarzy

Loading...