Reklama

Miał być pomnik, jest powieszona kukła. Dramat w trzech aktach

redakcja

Autor:redakcja

24 września 2015, 12:01 • 4 min czytania 0 komentarzy

Nie jesteśmy fanami budowania pomników za życia, przede wszystkim dlatego, że dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe. Jeśli robisz z człowieka legendę klubu, nim powiesi buty na kołku, sam wystawiasz się na strzał. Świat futbolu pełen jest pokruszonych rzeźb – by wspomnieć Robina van Persiego czy Mario Goetzego z historii najnowszej, albo szereg innych “zdrajców” sprzed lat. Czasem pieniądze, czasem sukcesy – piłkarze to tylko ludzie, a futbol to tylko sposób na utrzymanie rodzin.

Miał być pomnik, jest powieszona kukła. Dramat w trzech aktach

Mathieu Valbuena miał jednak być inny. “On jest nasz, on rozumie”. Spędził w końcu w Marsylii tyle lat, przesiąkł specyficzną atmosferą portowego miasta, stał się prawdziwym “le phocéen”. Gdy opuszczał miasto po długich ośmiu sezonach gry dla Olympique, zastrzeżono jego numer. 28 miało już na zawsze przywodzić na myśl małego pomocnika, który zagrał z wielkim sercem przeszło trzysta meczów dla ukochanego zespołu. W Marsylii tłumaczono sobie – Mathieu ma już swoje lata, Moskwa to oferta jego życia, to normalne, że na koniec swojej pięknej kariery chciałby nieco zarobić, przy okazji sprawdzając się w innej lidze. Nikt nie miał do niego pretensji, choć każdy zdawał sobie doskonale sprawę z tego, jak wiele Marsylia straci po transferze mierzącego 164 centymetry pomocnika. Był przecież jeszcze przed trzydziestką, mógł sporo ugrać w biało-błękitnej koszulce. Czy było mu tu źle? – dopytywali samych siebie fani z Marsylii.

Ale to przecież był symbol. Inni Les Phocéens mogli mu wybaczyć wiele, a już z pewnością wyjazd na drugi koniec Europy, do klubu, który prawdopodobnie nigdy nie zetknie się z Marsylią na boisku. Szkoda, ale przecież to tylko Dynamo Moskwa, to tylko liga rosyjska, niech robi, co chce.

Problem zaczął się, gdy po roku spędzonym w Priemjer Lidze Valbuena otrzymał ofertę od Olympique… Lyon. O tym jaka nienawiść łączy imienników z Lyonu i Marsylii niechaj świadczą każde kolejne “Choc des Olympiques”. Nie chodzi tu tylko o prawo do miana najlepszego Olympique we Francji. Dzieli ich o wiele więcej – od polityki, po pogląd na kwestię piłkarsko najlepszego klubu w historii ligi. Nie jest to jeszcze może poziom agresji rodem z Krakowa albo Łodzi, ale jednak – transfery z Lyonu do Marsylii i odwrotnie nigdy nie były mile widziane przez fanatyków z obu stron.

Gdyby to jeszcze był jakiś junior. Rezerwowy. Napastnik z Afryki, który zagrzał w każdym z klubów po dwa, trzy sezony w podróży do najsilniejszych lig. Ale nie, to Valbuena, to zastrzeżony numer, to idol, to marsylczyk z krwi i kości.

Reklama

Wszyscy wiedzieli, jak to się skończy. W ten weekend Olympique Lyon zawitał na południe, a kibice zgotowali Valbuenie przyjęcie godne każdej legendy Marsylii sprzedającej swe usługi rywalom. Najpierw delikatnie, gwizdy. Potem kukła symbolizująca Valbuenę rytualnie powieszona przez fanatyków. Transparent. Wreszcie grad butelek wycelowanych w filigranowego pomocnika, który spowodował przerwanie meczu.

Słowo “zdrajca” było odmieniane przez wszystkie przypadki, podobnie zresztą jak słowo “skandal”. Władze Lyonu domagały się zakończenia spotkania i odgwizdania walkowera dla gości. Tym bardziej, że nienawiścią zionęli nie tylko kibice – prezes klubu z Marsylii przed spotkaniem zarzucał Valbuenie, że jest zwykłym najemnikiem, którego skusiły pieniądze Lyonu. Zresztą, Vincent Labrune, bo o nim mowa, błyszczał i przed, i po meczu. – Klub będzie musiał odpowiedzieć za te kilka butelek, które poleciało na murawę – stwierdził wyjątkowo eufemistycznie. W dodatku podjął dość nieporadne próby odciągania uwagi od jedynej i wyłącznej przyczyny całego zamieszania – sugerując, że kibiców rozwścieczył nie mały zdrajca, ale… błędy sędziego.

Sprawa zatacza na tyle szerokie kręgi, że głos zabrał nawet francuski minister sportu, oczywiście wyrażając głębokie zaniepokojenie tym jak łatwo można w Marsylii zaatakować piłkarza butelką czy racą. Biorąc pod uwagę, że w podobnym tonie wypowiadają się także działacze francuskiego związku – kto wie, może Lyon jeszcze wywalczy ten swój, chyba zresztą zasłużony, walkower.

Trzeci akt tej tragedii? Valbuenę ponoć poszarpano nawet na lotnisku, gdzie dorwali go kolejni zawiedzeni jego transferem kibice Marsylii. Na miejscu pomocnika Lyonu rozważalibyśmy egzotyczne kierunki turystyczne. Miał być pomnik, jest powieszona kukła…

Reklama

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
0
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...