Jeżeli Jagiellonia Białystok chce powtórzyć wyczyn z poprzedniego sezonu i awansować do Europy, drogę ma już tylko jedną – poprzez ligę. W Pucharze Polski, choć zdołała wcześniej ograć Pogoń, zatrzymała się na beniaminku z Lubina. Tym boleśniejsze dla podopiecznych trenera Probierza, że grali na własnym stadionie.
Mistrzowie kapitalnych końcówek i odrabiania strat nie dali rady. Mieli godzinę na to, żeby gonić wynik 0:2, ale chyba nawet nie zaczęli truchtać. Probierz w przerwie wpuścił Vassilijeva, w 63. minucie kolejnych dwóch ofensywnych zawodników, w tym za defensywnego pomocnika Góralskiego. Jadze te pomysły niewiele jednak dały. Niby Estończyk wprowadził trochę ożywienia w środku pola i stwarzał zagrożenie, Frankowski trafił nawet w słupek, ale to by było na tyle. Zresztą, Jaga do przerwy oddała jeden celny strzał, miała 41 proc. posiadania piłki, grając – to naprawdę istotne – na własnym terenie.
Zagłębie znów zademonstrowało nam to, z czego znane jest na co dzień: stabilizacja, konsekwencja, rozsądne ustawienie, wypracowane schematy. Teoretycznie nic nadzwyczajnego, zwykłe podstawy, których wielu drużynom i tak brakuje. Widać jednak, że trener Stokowiec zna tych chłopaków bardzo dobrze, że w tym okienku obeszło się bez większych strat w składzie, a nowych zawodników przyszło tylko czterech. Grało natomiast dwóch: tradycyjnie na skrzydle Janus i między słupkami dubler Martin Polacek (poza bramkarzami obaj trenerzy podeszli do meczu w pełni poważnie). Ale Słowak zbyt wiele poważnej roboty nie miał. To może trochę dziwić, bo Jagiellonia w tym sezonie strzela u siebie każdemu.
Z drugiej strony, półtora miesiąca temu w Białymstoku Zagłębie już zwyciężyło. Wtedy Probierz był po stracie Tuszyńskiego i Dzalamidze, nie miał jeszcze Cernycha czy Alvarinho, rzut karny zmarnował jeszcze Gajos, a gospodarze przegrali 1:2. Dziś na dwa ciosy zadane przez lubinian nie odpowiedzieli w żaden sposób.
Piotr Grzelczak, mimo że ma za swoimi plecami całkiem niezłych piłkarzy, był dziś kompletnie osamotniony. Stał i czekał na podania, szukał dla siebie wolnej przestrzeni, ale ten twardy środek – zgrany już wiosną – w postaci Guldana i Dąbrowskiego pozwalał na niewiele. Co innego obrona Jagiellonii, gdzie błędy popełniał dziś przede wszystkim Tarasovs. Ruchliwi Papadopulos z Krzysztofem Piątkiem radzili sobie naprawdę dobrze: już na dzień dobry jeden przepuścił piłkę między nogami, by ten drugi mógł oddać groźny strzał, a i tak zdobyli po jednym golu.
Dlatego Grzelczak kręcił po meczu głową, opowiadając przed kamerami, że Zagłębie było i skutecznie, i bardziej zdeterminowane. To teraz z piłkarzami rozliczy się Probierz, bo to jego Jaga była faworytem tej gry o ćwierćfinał. A beniaminek po raz kolejny naprawdę nas miło zaskoczył. Dopiero przecież co ograli Cracovię, Ruch czy Lecha i pechowo stracili punkty na Legii…
Fot.FotoPyk