To miał być jeden z najpiękniejszych dni w jego życiu. W końcu każdy piłkarz marzy o tym, żeby kiedyś zagrać dla Realu. Jemu się udało. Do Madrytu trafił ponad rok wcześniej, z Newcastle United, za ponad 18 milionów euro, ale grę uniemożliwiały kontuzje. Okazał się jednym z najgorszych transferów w historii klubu. Wiecznie kontuzjowany, przepłacony… Dziś mija dokładnie dziesięć lat od debiutu Jonathana Woodgate’a w Realu. Jednego z najgorszych debiutów w historii futbolu.
Co było w nim takiego szczególnego? Ano chociażby to, że na buenos dias zdobył spektakularnego samobója, kiedy to kompletnie zmylił Ikera Casillasa. Nieźle, ale to ciągle nie wszystko. W dwadzieścia dwie minuty zdążył zaliczyć swojaka, a na deser złapał dwie żółte kartki. Najpierw faulował Carlosa Gurpegiego, a ostatecznie wykluczył się faulem taktycznym na Josebie Exteberii.
– Cóż, to nie był najlepszy debiut na świecie. Najpierw nie mogłem uwierzyć w to, że strzeliłem samobója. Chciałem zablokować piłkę, ale niechcący zmieniłem jej tor lotu. Potem nie mogłem uwierzyć, że sędzia wyrzucił mnie z boiska. Nie zasłużyłem na drugą żółtą kartkę. Dziękuję publiczności. Za to, że oklaskami i przyjaznymi okrzykami, dodawali mi otuchy, kiedy schodziłem z boiska – mówił po meczu.
Warto wspomnieć, że z Athletikiem Bilbao zadebiutował wyłącznie przez kontuzje Ivana Helguery i Sergio Ramosa. W meczu o stawkę nie grał od grubo ponad roku. – Psychicznie czuję się świetnie. Moje nogi mają się dobrze, nic nie boli. Obiecuję, że wrócę silniejszy – zapewniał. Blefował. Karierę w Realu zakończył na ledwie dziewięciu ligowych meczach. Wrócił do Anglii, gdzie gra do dziś. Ostatnio, od trzech sezonów, w drugoligowym Middlesbrough.