Reklama

Najgorsza drużyna ligi znów mocno popracowała na swój status…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

20 września 2015, 19:50 • 3 min czytania 0 komentarzy

Legia Warszawa i Lech Poznań – dwie najlepsze polskie drużyny, nasi przedstawiciele w europejskich pucharach, ale obie również znajdujące się w ostatnich tygodniach w dołku. Reakcje na kryzys oba kluby zaprezentowały jednak diametralnie różne – w stolicy kraju przyjęli narrację, której hasłem przewodnim było i jest: „nic wielkiego się nie dzieje”, a w stolicy Wielkopolski postawili na nerwowe ruchy, wzięto do ręki ostre narzędzie i mocno porysowano wizerunek klubu świetnie zorganizowanego. Przekaz odwrotny niż w obozie największego rywala – jest beznadziejnie, piłkarze są fatalni. Abstrahując od naszej oceny obu strategii – dzisiejsze mecze ligowe tych drużyn idealnie się w nie wpasowały.

Najgorsza drużyna ligi znów mocno popracowała na swój status…

Legia wyszła w Chorzowie na Ruch pewna siebie, zupełnie jakby rzeczywiście cały świat się mylił, a warszawska drużyna była w świetnej formie. Z kolei Lech od początku spotkania w Białymstoku był przestraszony, niepewny swoich umiejętności jak – nie przymierzając – prawiczek przed pierwszym razem. To nie mogło się skończyć inaczej – tragedia.

Żarty się skończyły już dawno, ale piątkowe zwycięstwo Górnika nad Śląskiem oznaczało już prawdziwy dramat – mistrz Polski wylądował na samym dnie, na ostatnim miejscu w tabeli. Status najgorszej drużyny ligi powinien piłkarzy z ambicjami parzyć w dupska tak mocno, że w Białymstoku żadna piłka nie mogła zostać odpuszczona przez gości w niebieskich koszulkach. To jednak oczywiście tylko teoria. Przed meczem, owszem, mobilizacja była. Jevtić jest gotowy na 30 minut? Trudno, musi zacisnąć zęby i walczyć.

Clipboard01

A w momencie gdy Tomasz Musiał zagwizdał po raz pierwszy, zobaczyliśmy już typowego, beznadziejnego Lecha. Naprawdę trudno było nie odnieść wrażenia, że piłkarze Skorży odpuszczają już nie tylko Ligę Europy, ale również Ekstraklasę. Może przynajmniej na Pucharze Polski uda im się skupić? Naprawdę szkoda słów, pisząc o Lechu, czujemy się trochę tak, jakbyśmy znęcali się nad klasowym łamagą-okularnikiem, który za chwilę zwinie się w kłębek w kącie i z bezradności rozbeczy się na oczach wszystkich.

Reklama

Druga połowa, okres w którym należało rozpaczliwie walczyć o odrobienie straty – poznaniaków było stać jedynie na stworzenie dwóch (!) sytuacji, które w zasadzie można sprowadzić do wrzucenia piłki na pałę w kierunku Arajuuriego. Tyle, niepojęte.

Jagiellonia? Znów zaprezentowała naprawdę solidny i zdecydowany futbol. Nieco słabiej niż zazwyczaj – czyli „tylko” przyzwoicie – zagrał Vassiljev, w związku z tym brakowało drużynie Probierza trochę polotu z przodu, ale zwycięstwo zapewnili inni – piłkarze, którzy do tej pory nie odgrywali pierwszoplanowych ról. Straus świetnie dograł do Frankowskiego, a ten pokonał Buricia. Należy jednak odnotować, że najlepszy w szeregach gospodarzy był dziś Jacek Góralski. Pitbull. Generalnie jego boiskowa robota nie należy do szczególnie efektownych, ale pomocnikowi Jagiellonii naprawdę ciężko odmówić gracji w tym, co robi. Linetty, Dudka i Jevtić zostali nakryci czapką.

Prośba zarówno do Góralskiego, jak i całej Jagi: tak trzymać.

Prośba do piłkarzy Lecha: ogarnijcie się, bo żal patrzeć.

uKcmiRQ

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...