W piątek FIFPro, związek piłkarzy, zaciągnął FIFA przed oblicze europejskiej komisji. Skracając, pozwał centralę do sądu, jakoby dzisiaj panujące regulacje transferowe były nielegalne w świetle praw Unii Europejskiej, promowały patologię zahaczającą nawet o niewolnictwo. Nazwisko Bosmana i wywołanych przez niego zmian pada w każdym artykule dotyczącym tego świeżutkiego tematu, zupełnie tak, jakbyśmy mieli przed sobą kolejną rewolucją – czy tak jest w istocie? A może to wiele hałasu o nic?
Po kolei, tak żeby wyjaśnić o co to całe zamieszanie. Dziś transfery są regulowane według “Regulations on the Status and Transfer of Players (w skrócie RSTP), opublikowanego przez FIFA w 2001 i od tego czasu kilkukrotnie poprawianego. Sęk w tym, że gdyby piłkarzy traktować na takich samach jak zatrudnionych we wszystkich innych zawodach, to cały ten rozbudowany regulamin wylądowałby na dnie kosza na śmieci.
Europejska komisja sama już zresztą zgłaszała tę kwestię. Oficjalnie nakazali, by FIFA, UEFA, organizacje zrzeszające kluby, ligi a także piłkarzy (więc i FIFPro) ustalili zasady nieco bardziej pasujące do europejskich praw. Zasadniczo postawili pięć kryteriów, które mają być respektowane:
1) Szacunek dla kontraktów piłkarzy, a więc mają być one respektowane w twardy sposób. Bez kręcenia, klubów kokosa, obniżania płac.
2) Stabilność rozgrywek, a więc piłkarz nie może zmieniać klubu co tydzień.
3) Stabilność finansowa klubów.
4) Promocja konkurencyjności, a więc na tyle ile to możliwe, by kasa w świetle nowych zasad pozwalała wszystkim na rozwój na równych prawach.
Według FIFPro, RSTP totalnie zawodzi we wszystkich punktach. Czy rzeczywiście jednak jest aż tak źle?
Unia piłkarzy na pewno może mieć solidne argumenty w kwestii łamania pierwszego punktu. Według badań, 42% graczy nie dostaje pieniędzy na czas, 14% czeka średnio ponad 3 miesiące na wypłatę. Nie mowa tutaj tylko o gwiazdach czy też choćby zawodnikach zarabiających dziesiątki tysięcy, ale też o drobnicy, powiedzmy o Nigeryjczyku z drugiej ligi Kazachstanu, którego wypieprzą z mieszkania bo nie zapłacił na czas i nie ma z czego.
Nasz przykładowy Nigeryjczyk może podać klub do sądu, ale proces czasem trwa latami. Właściciel mieszkaninia Nigeryjczyka nie będzie czekał do 2025 aż FIFA wymusi na Żetysu Tałdykorgan zapłatę, sam ma swoje rachunki do zapłacenia na jutro.
A niepłacenie to tylko jeden z problemów, bo klub Kokosa również jest powszechnością w wielu krajach. To już zamach na kariery wielu zawodników, stawianie ich pod ścianą, zmuszanie, a stawką często jest forma i szansa na rozwój.
FIFPro w tym przypadku ma uzasadnione pretensje, ale jeśli chodzi o kolejne punkty – niekoniecznie. RSTP zapewnia stabilność rozgrywek. Finansowanie klubów? Także jest w porządku. Unia piłkarzy argumentuje, że kluby bankrutują no i owszem, to zdarza się wciąż w różnych miejscach Europy, ale czy to wynika bezpośrednio z zasad transferowych? Nie. To mogą być po prostu złe decyzje właścicieli, znajdźcie jeden klub wysadzony w powietrze przez RSTP, a będziecie mieli nieliche zajęcie. Kwestia równego podziału pieniędzy, konkurencyjności? No cóż – to też nie kwestia rynku transferowego. Jeśli jutro Sabri Bekdas przejmie LZS Chrząstawa i naściąga tam ekstraklasowiczów, to nie jest tu przyczyną RSTP, a czynniki do nich zewnętrzne. Tak dzieje się wszędzie – ot, marka Barcy czy Realu zawsze będzie przyciągać sponsorów 1000 razy bardziej niż marka Rayo albo Las Palmas.
Niemniej jednak sprawa jest w sądzie. Naszym zdaniem trąbienie o rewolucji to walenie w bęben. Nie znaczy to, że zmiany są niemożliwe, ale jeśli będą, to nie wywracające rynek do góry nogami, na przykład – co sugerują niektórzy – znoszący kwoty transferowe, ale raczej uszczelniające wartość kontraktów, ich respektowanie. Choćby poprzez dodanie takich przepisów, które błyskawicznie wymuszają na klubie oddanie kasy, albo też zawodnika, który nie dostał pieniędzy przez 3 miesiące, traktują jakby miał kartę na ręce.
Trzeba na koniec przypomnieć sprawę Webstera i artykułu 17. FIFPro odtrąbiło wtedy swoje zwycięstwo nad centralą, bo niejako uwolniło graczy. Po trzech latach w klubie i przy odpowiednim wieku zawodnik mógł bez kontaktowania się z mocodawcami zmienić klub za odszkodowanie. Webster w ten sposób przeszedł z Hearts do Wigan za promocyjną cenę ćwierć miliona euro.
Ale szybko prawo to po prostu zdechło. Już rok później, gdy w ten sposób z Szachtara uwolnić chciał się Matuzalem, krzyknięto 15 milionów euro. Tak, artykuł 17 funkcjonował, ale ostateczną kwotę odszkodowania wyznaczały nie jakieś niezawisłe matematyczne wyliczenia, na przykład w oparciu o wartość kontraktu, ale… odpowiedni organ FIFA!
Ta walka trwa i choć gabinetowe gierki średnio nas kręcą, tak tutaj trzeba przyznać, że potrafi być całkiem interesująco.