Reklama

Miało być święto, będzie Intertoto

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

17 września 2015, 09:56 • 4 min czytania 0 komentarzy

Pięć lat szykował się Lech Poznań na mecze fazy grupowej Ligi Europy. Był to cel, był to też warunek konieczny, by w ogóle myśleć pozytywnie o najbliższej przyszłości. Gdy w końcu przyszedł ten moment i Kolejorz znowu zmierzy się na poważnej arenie międzynarodowej, w Poznaniu dominuje atmosfera stypy. A rywal też nie sprawia wrażenia wielce przejętego pucharami.

Miało być święto, będzie Intertoto

Pozornie wszystko jest na swoim miejscu. Lubujący się w marketingowych szczegółach i szczególikach pewnie z zachwytem patrzą na obrandowany stadion przy ulicy Bułgarskiej. Od czasu do czasu słychać było w środę próby muzyki. Choć nie jest to Liga Mistrzów i nie jest to hymn koronacyjny Georga Friedricha Haendla, to wciąż budzi całkiem spore emocje.

lechkolejorz

Bo takie kluby jak Lech, Wisła, Legia czy Widzew (w zawieszeniu na kilka, kilkanaście lat) historię piszą nie kolejnymi mistrzostwami, ale już meczami w europejskich pucharach. To się pamięta i o tym się mówi. W tym roku ma być jednak inaczej. Priorytetem jest liga. Wiadomo: Lech jest w strefie spadkowej, ma już sześć porażek. Musi punktować, by wydostać się z kryzysu. To tutaj są największe braki.

– Gdy wstałem rano, to nasunęła mi się refleksja, że gdyby dwa miesiące temu ktoś mi powiedział, że będziemy w fazie grupowej Ligi Europy do której będziemy przystępować w tak podłych nastrojach, to bym po prostu w to nie uwierzył – stwierdził Maciej Skorża.

Reklama

Zwłaszcza trener jest w podłym nastroju, bo odkąd przyszedł do Poznania, to powtarzał, że dla niego po pierwsze, drugie i trzecie liczą się mecze w europejskich pucharach. To go po prostu jara. Pytany przez dziennikarzy o analizę rywala, słabe strony Belenenses, kluczowe spotkania w grupie, to odpowiadał z entuzjazmem, nadzieją. Oczy świeciły się z ekscytacji.

Skorża nie dostanie jednak ulubionej zabawki. Zarząd powiedział mu, że priorytetem jest teraz liga, że tam trzeba zdobywać punkty. A wtedy ci zawodnicy, którzy nie potrafią wytrzymać dwóch meczów w tygodniu, a więc Kasper Hamalainen, Szymon Pawłowski, może też Karol Linetty, grać będą przede wszystkim w ekstraklasie. A trener opowiadając o sytuacji w klubie zniżył głos, zapadł się w fotelu i stwierdził, że to nie jego ambicje zawodowe są tutaj najważniejsze. – Jestem bardzo rozczarowany tą sytuacją – podsumował. Też byśmy byli, gdyby z przodu miał grać kwartet Formella – Kownacki – Lovrencsics – Thomalla.

Największa groza podczas wczorajszej konferencji przejęła zgromadzonych, gdy na jaw wyszła kontuzja Macieja Gajosa. Skorża długo się zastanawiał jak odpowiedzieć na to pytanie, spuścił głowę i stwierdził: „Niestety to prawda”. To też ma duże znaczenie przy ogólnej narracji wokół Lecha – nawet ten, który nie był dotknięty ogólnym marazmem wewnątrz klubu, nie będzie mógł zagrać. A powód kontuzji też jest wybitnie „lechowy”. Podczas rozgrzewki nadepnął na płotek, który trzeba przeskoczyć i skręcił staw skokowy. Z takich urazów nie wraca się do gry w kilka dni.

Jednocześnie ten wyraźny sygnał zarządu zbiega się w czasie z coraz głośniejszą dyskusją przy Bułgarskiej o tym, gdzie są granice kompetencji trenera. Wiadomo: Lech stawia na model europejski, chce być polskim FC Basel, gdzie trener to tylko pracownik działu sportowego, który ustala taktykę i ma podnosić umiejętności piłkarzy. Liczy się klub, a ściślej – jego filozofia. Skorży niekoniecznie to się podoba, bo woli system angielski, gdzie pierwsze i ostatnie słowo należy do menedżera. Tarcia były nieuniknione, Lech z początku uginał się pod presją trenera, ale teraz powiedział wyraźne: stop! Pytanie, na jak długo.

Sygnał z klubu jest wyraźny: Liga Europy nie interesuje już nas tak bardzo. I kibice ten sygnał zrozumieli – w czwartek na trybunach pojawi się 6, może 7 tys. widzów. Ba, jeśli przyjdzie ich więcej niż osiem tysięcy, będzie to można uznać za dowód niesamowitej wierności klubowi. Może to być najlepiej wyglądający sparing nowoczesnej Europy.

Cała nadzieja w Belenenses i tym, że ten zespół potraktuje mecz poważnie, może wjedzie na wpół rezerwowemu składowi Lecha na ambicję i zobaczymy znakomite widowisko. Może, ale raczej się na to nie zanosi. Portugalczycy też mają problemy w lidze, jeszcze nie wygrali, a w ostatnim meczu polegli z Benfiką 0:6. Prezydent klubu zapowiedział, że moment na odbicie to mecz z Lechem, ale trener Ricardo Sa Pinto podkreślał, że dla jego piłkarzy Liga Europy to ledwie „bonus”. Może nawet zabawa.

Reklama

I tak też Portugalczycy traktują na razie starcie z Lechem. Gdy w Poznaniu gorączkowo trwały przygotowania by sprostać wyśrubowanym do granic możliwości wymaganiom UEFA, delegacja Belenenses spóźniła się na konferencję prasową. Ba, wyszła też później na tradycyjny przedmeczowy trening. Te zajęcia dla mediów i widzów otwarte zwykle są ledwie przez kwadrans, ale Portugalczycy mieli to gdzieś i nikogo nie wypraszali. Włącznie z siedzącym na trybunach drugim trenerem Lecha Dariuszem Żurawiem.

Najlepiej to wszystko podsumował Paweł Wojtala, były obrońca Lecha. – Czwartkowy mecz Lecha w LE zapowiada się pasjonująco. Zespół bez formy zagra z nieznanym zespołem bez formy. Całość bez dopingu kibiców – napisał na Twitterze.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Liga Europy

Liga Europy

Pytanie filozoficzne. Lepiej przegrywać w Lidze Mistrzów czy zwyciężać w Lidze Konferencji?

Michał Kołkowski
40
Pytanie filozoficzne. Lepiej przegrywać w Lidze Mistrzów czy zwyciężać w Lidze Konferencji?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...