Reklama

Lech zamraża wypłaty i premie, czyli motywuje raczej kibiców niż piłkarzy

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

14 września 2015, 23:04 • 4 min czytania 0 komentarzy

Choć dwa tygodnie temu prezes Karol Klimczak zapowiadał, że polowania na czarownice nie będzie i dokręcenie śruby to było po meczu z Błękitnymi, a teraz drużynie przyda się spokój, to teraz te zapowiedzi włożył do kosza. “Przegląd Sportowy” informuje, że drużyna dowiedziała się o wstrzymaniu wypłaty nie tylko premii, ale też i pensji.

Lech zamraża wypłaty i premie, czyli motywuje raczej kibiców niż piłkarzy

O co chodzi z premiami? – Szefowie Lecha zamrozili i w pełni uzależnili wypłatę premii za mecze w fazie grupowej Ligi Europy od miejsca w tabeli, które w połowie grudnia ma zajmować zespół – czytamy w tekście. Mówiąc krótko: co lechici ugrają w pucharach, dostaną dopiero wtedy, gdy skończą rok w pierwszej piątce tabeli.

“Na puchary się spinacie, w ekstraklasie chuja gracie” – krzyczały trybuny w niedzielę. No i jest reakcja zarządu. Zamysł jest taki, żeby drużyna przestała tylko skupiać się na pucharach, ale walczyła też w lidze. Dopiero meczami w ekstraklasie wywalczy sobie hipotetyczną premię za puchary. Za ekstraklasę lechici dodatkowych pieniędzy ogromnych nie mają, są tylko za konkretny, zrealizowany cel – podium tabeli. Jest więc o co grać.

Dziwi natomiast, jeśli jest prawdziwy, pomysł zamrożenia pensji. Zwykłej, normalnej pensji zapisanej w kontrakcie. Klub może nie płacić zawodnikowi przez dwa miesiące, potem ten może rozpocząć procedurę rozwiązania umowy. Mówiąc krótko: przez 60 dni piłkarze mogą nie dostawać wypłat, ale potem będą musieli dostać dwie. Żaden lechita nie zbiednieje. Jaki tutaj jest zamysł? Zresztą – czy to w ogóle jest legalne? Rozumiemy sytuację, gdy klub ma kłopoty finansowe i nie może płacić regularnie. Zdarza się. Ale to teraz będzie celowe zachowanie Lecha.

Lech postąpił tak, jak chcieli tego kibice, zwykle żądni krwi i głów. Zawsze gdy mowa jest o zamrażaniu premii (wypłaty to precedens), to znaczy, że za przyczynę kryzysu uznaje się brak zaangażowania piłkarzy. Dopiero zabierając pieniądze można pobudzić u nich motywację. Długoterminowo nie ma to żadnego znaczenia, bo piłkarze i tak będą musieli te pensje zobaczyć, ale jeśli liczy się na jakiś “impuls” to raczej u kibiców niż u zawodników. – Nie jesteśmy tylko #MocniWGębie – mówi tymi decyzjami klub. I pewnie czeka na fanów, którzy wrócą na stadion.

Reklama

Swoje usłyszał też Maciej Skorża. Jemu na razie nie spadł włos z głowy. Zresztą mógłby mieć pretensje do zarządu, gdyby tak się stało, bo na razie realizuje cel za celem – zdobył mistrzostwo, awansował do fazy grupowej LE. Teraz ma wygrać Puchar Polski albo obronić tytuł. Dowiedział się jednak od zarządu, że najsilniejszą jedenastkę ma wystawić na mecz ligowy z Jagiellonią Białystok. Teraz priorytetem jest ekstraklasa. Rozumiemy, co Lech chce przez to powiedzieć, ale równie dobrze zrozumiemy tych, którzy uznają to za krótkowzroczność.

Kolejorz potrzebuje punktów rankingowych, żeby dalej być rozstawionym w eliminacjach do europejskich pucharów, w tych najważniejszych rundach. W przyszłym roku nie będzie już tego, co udało się wypracować w sezonie 10/11. Dlatego zwycięstwa w fazie grupowej są Lechowi potrzebne, i to bardzo. Z drugiej strony te punkty nie przydadzą się ani trochę, jeśli poznaniacy nie zakwalifikują się do pucharów w tym sezonie, a zrobią to raczej tylko przez rozgrywki krajowe.

Odpada za to argument o frekwencji. Lech otwarty stadion najpewniej mieć będzie tylko na jedno spotkanie – to czwartkowe z Belenenses. Meczów z Bazyleą i Fiorentiną kibice nie zobaczą, więc nie ma różnicy, czy klub wyśle w świat komunikat o walce w pucharach i tym będzie zapraszał fanów na Bułgarską. Oni i tak przyjść nie będą mogli.

Ale fani też mieli piłkarzom coś do powiedzenia. Na razie obyło się bez tradycyjnej wizyty grupy osiłków na treningu, ale po poniedziałkowych zajęciach kapitan Łukasz Trałka spotkał się z jednym z przedstawicieli “ruchu kibicowskiego”. Było trochę mocnych słów, ale spotkanie toczyło się raczej w spokojnej atmosferze. Stanowczo, asertywnie, ale bez wyzwisk i cietrzewienia się. Kibice domagają się, co raczej zaskoczeniem nie jest, zaangażowania i walki do końca. Żeby było widać, że drużyna po stracie bramki nie traci też sił i motywacji. Ma wrócić ten stary lechowy charakter, który kibole pamiętają z czasów Piotra Reissa. Teraz Trałka ma to przekazać piłkarzom.

Poniedziałek był w Poznaniu dniem mocnych decyzji, ale raczej takich, które zmieniają tylko postrzeganie klubu. Wewnątrz życie toczyć się będzie raczej tak samo.

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...