Określenie “wyścig żółwi” dawno nie pasowało nigdzie lepiej niż do I-ligowych zmagań. Od początku mówiliśmy, że te rozgrywki nie mają jasnego faworyta, ale kilku takich, którzy mają ambicje i warunki, zdążyło się pojawić na horyzoncie. Jak im idzie? Delikatnie mówiąc, nie najlepiej…
Wiadomo, nie ma sensu przywiązanie zbyt dużej wagi do tabeli po sześciu kolejkach. Ale wiecie, jak wygląda pierwsza piątka? Chrobry, Stomil, Wigry, Zagłębie Sosnowiec, GKS Bełchatów. Brzmi, nie urażając nikogo, dość śmiesznie. Zwłaszcza dla tych, którzy zdawali się przed sezonem prężyć muskuły.
Oto ci, którzy zawodzą:
Arka Gdynia. Problemy zespołu Grzegorza Nicińskiego sięgają połowy marca – gdynianie zremisowali wtedy z Widzewem w Byczynie i z kolejnych dwunastu meczów wygrali tylko jeden. W tym sezonie po trzech kolejkach mieli już siedem punktów, ale po trzech kolejnych – dołożyli tylko punkt. Porażka 2:4 w Sosnowcu i u siebie najpierw 0:2 z Wigrami, potem 1:1 z Kluczborkiem. Trener Niciński mówi wprost: niektórzy grają poniżej oczekiwań, mają zbyt duże wahania formy.
– Trzeba jasno postawić sprawę – słabo to wygląda, nie potrafimy skutecznie wykańczać akcji. Dlatego nie staram się szukać stu innych wymówek. Taki scenariusz ciągnie się za nami już długo, długo. Problem ze skutecznością mieliśmy już wiosną. Fajnie wszystko wygląda, jak strzelimy jedną bramkę, potem drugą, trzecią. A im dłużej jesteśmy bez bramki, to coraz bardziej zjada nas stres. (…) Nie wiem, czy to kwestia tego, że za bardzo chcemy. Może to brak szczęścia? A może po prostu nie mamy umiejętności? – mówił ostatnio na łamach sport.pl Paweł Abbott.
GKS Katowice. Piotr Piekarczyk, w przeciwieństwie do Nicińskiego, koniec sezonu miał niezły. To wtedy zapadła decyzja, by nie szukać trenera z nazwiskiem, ale utrzymać obecny status. Dziś GKS-u szukać należy w dolnych rejonach tabeli. To efekt aż czterech porażek w sześciu spotkaniach, a o niedawnym 5:1 i czterech golach Goncerza z Kluczborkiem nikt już nie pamięta. Tym bardziej, że katowiczanie teraz znów przerżnęli u siebie, z Miedzią. Wiele wskazuje na to, że w Katowicach znów Ekstraklasa będzie wspominana jako plan na sezon i znów może kosztować głowę trenera.
Miedź Legnica. Już w prasie możemy przeczytać, że Ryszard Tarasiewicz odmienił Miedź niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ale przecież to nie Taraś rozpoczynał sezon w Legnicy, tylko Ryszard Kuźma. W Miedzi znów były opowieści o awansie, wychwalanie trenera, a właściciel klubu Andrzej Dadełło rzucał komplementami niczym z rękawa: doświadczony, zna specyfikę pierwszej ligi, bardzo pracowity, rozsądny, rzetelny, solidny, z ciekawym warsztatem. Kuźma z kolei opowiadał, jak to Miedź już wcześniej dwukrotnie o niego zabiegała, udało się dopiero przy trzecim podejściu. Mógł czuć się tym wybranym.
Wystarczyło jednak, że w Legnicy z czterech ligowych meczów nie wygrał ani jednego, odpadł z Pucharu Polski… i to by było na tyle. Scenariusz w Miedzi dobrze wszystkim znany i już trochę zgrany. Tym razem Dadełło interweniuje natychmiast, nie wykazuje się zbyt dużą cierpliwością, a Tarasiewicz w ciągu dwóch meczów zgarnia sześć punktów. Czyżby kryzys zażegnany?
Wisła Płock. Marcin Kaczmarek, nawet gdy przegrał w Pucharze Polski z Bytovią, usłyszał od prezesa: „nic się nie stało”. Nie stało, dlatego, że trener Wisły Płock rozliczony zostanie na koniec sezonu (albo i wcześniej) – z tego, czy wywalczył awans do Ekstraklasy. Owszem, zespół stracił dwóch bardzo istotnych piłkarzy, ale kilku ciekawych w ich miejsce pozyskał.
Problem polega jednak na tym, że na starcie rozgrywek wiele aspektów nie funkcjonuje u Nafciarzy tak, jak powinno. Na inaugurację wygrali na trudnym terenie beniaminka w Sosnowcu, choć z wielkimi problemami. Dalej: porażka u siebie z Arką, wygrana w Kluczborku, porażka u siebie z Pogonią Siedlce, porażka w Legnicy… Oj, zrobiło się ciepło. Po pięciu meczach Kaczmarek na koncie miał tylko sześć punktów i aż trzy porażki. Gdyby nie wygrał z GKS-em Bełchatów, pewnie musiałby się poważnie tłumaczyć. Dziś problemy zamiata się jednak pod dywan, choćby ten, że Wisła strzeliła skromne pięć goli, mniej ma tylko Rozwój, a w jej ataku gra Mikołaj Lebedyński.
Zawisza Bydgoszcz. Pytanie, kto dziś w ogóle gra w Zawiszy, ma spory sens. I to z tego względu, że z Bydgoszczy zdążyli uciec wszyscy poza biednymi Kamilem Drygasem i Micą.
Mariusz Rumak mówi o problemie mentalnym. Problem dotyczy jednak nie tylko piłkarzy, ale też jego i jego relacji z Radosławem Osuchem. Właściciel klubu w niedawnym wywiadzie podszczypywał trenera, ostatnio dorzucił, że „nie można dać się drużynie, której trener zarabia pięć tysięcy złotych” (za sport.pl). Zawisza daje się jednak właściwie wszystkim – przegrał u siebie z Kluczborkiem, przegrał w Bełchatowie, a ostatnio dość szczęśliwie zremisował też z Sandecją. Osuch przekonywał, że jest faworytem do awansu, tymczasem nie powinien przesadnie narzekać na zajmowane miejsce w środku tabeli.