Osiem lat w Borussii i koniec. Kuba Błaszczykowski pamięta jeszcze czasy, gdy w BVB było dość krucho z kasą, potem odgrywał pierwszoplanową rolę w zwycięskim batalionie Kloppa, z którym zdobył mistrzostwa Niemiec i zagrał w finale Ligi Mistrzów. Stał się jedną z ikon najnowszej historii BVB, na pewno nie klubową legendą, ale jednak kimś niezmiernie ważnym, symbolicznym, podziwianym na trybunach. Ta przygoda jednak już się kończy. Nowym kierunkiem Florencja. Według przecieków został wypożyczony na rok za milion euro z opcją wykupu za sześć baniek.
Jeśli wyłączyć emocje, to jest to ruch rozsądny z obu stron. Nie oszukujmy się: Kuba stracił wiele miesięcy przez kontuzje, a w Borussii trwa nowe rozdanie. Maszyna Tuchela działa, a Błaszczykowski nie ma w tym żadnych zasług. Ma za to poważne zaległości pod względem fizycznym, bo w okresie przygotowawczym trapiły go urazy. Tuchel chcąc nie chcąc postawił na innych, ale wyszedł na tym bardzo dobrze i dziś ma już swoich zaufanych wojowników, do których Kuba siłą rzeczy nie należy. Naprawdę ciężko byłoby mu tutaj wywalczyć skład, a wątpliwe, by ogony – zresztą pewnie nieregularne bo w Borussii panuje ogromna konkurencja – by go zadowalały. Fakty są takie: nigdy nie miał równie słabej pozycji na Signal Iduna Park. Dzisiaj dokooptowano jeszcze do składu Januzaja.
Oczywiście nigdy nie miał tak słabej pozycji tylko biorąc pod uwagę sprawy piłkarskie, bo na trybunach to idol. Tak, chyba czasem nam w Polsce umyka, jak bardzo fani Borussii szanują Błaszczykowskiego, jak wielką postacią stał się dla nich przez te wszystkie lata. Z tego też względu jest to pożegnanie dosyć niezręczne, chłodne. Nie dano Kubie szansy na pożegnanie z kibicami, na które zasłużył, a ci pewnie stawiliby się w dużej sile na stadionie, względnie zgotowali mu burzę braw podczas meczu. Na pewno mogli w Dortmundzie zachować się w tym względzie lepiej, a tak obyło się bez sentymentów, na które jednak w tym przypadku było miejsce, a może nawet – potrzeba.
Cóż, trzeba jednak patrzeć nie wstecz, a do przodu, co więc czeka Kubę w Fiorentinie? Z miejsca większe szanse na grę, a więc też i większe szanse na walkę o skład na Euro 2016, będące przecież na wyciągnięcie ręki. Warto zauważyć, że Fiorentina często sprowadza takich piłkarzy jak Błaszczykowski, czyli – bez patrzenia w metrykę i ostatnie kłopoty, wierząc w talent piłkarza. Ściągnęli Joaquina, o którym mówiono, że jest po drugiej stronie rzeki, w swoim czasie dali plac Luce Toniemu, choć właśnie wracał z Półwyspu Arabskiego. Prosto z Guangzhou przyszli tu Diamanti i Gilardino, we Florencji szansę otrzymał też dawniej uważany za angielski supertalent Micah Richards czy też połamany kontuzjami Giuseppe Rossi. Dlatego też na Błaszczykowskiego, który także ostatnio miał więcej zawirowań niż sukcesów, nikt nie będzie patrzył protekcjonalnie, lekceważąco, nikt nie będzie wymagał cudów od pierwszego występu. Dadzą mu czas na dojście do formy, a potem dadzą szansę, nie nakładając od razu wielkiej presji. Jak się dobrze zastanowić, to pod tym względem trafił naprawdę bardzo dobrze, bo niewiele czołowych klubów w Europie stosuje taką politykę i ma tyle cierpliwości.
Pytanie tylko, czy Fiorentina to jeszcze czołowy klub Europy. Dawniej owszem, ale w ostatnich latach koło BVB nawet nie stali. Tak, to jedna z lepszych ekip Serie A, potrafiąca zagrać naprawdę ładną, ofensywną piłkę, ale jednak półka niżej. Z drugiej strony, wciąż to i tak półka bardzo wysoka, bo w zeszłym sezonie doszli do półfinału Ligi Europy, rok wcześniej odpadli dopiero w marcu z Juventusem. Europejska marka, która teraz też ma duże szansę zajść daleko, a po drodze ma choćby Lecha.
Fot. FotoPyK