Na kogo tym razem oszczędzał się Lech? Na pożegnanie lata z radiem? Ekstraklasa miała być już od tego weekendu priorytetem, a tymczasem obejrzeliśmy bodaj najgorszy mecz Kolejorza w tym sezonie. Pierwsza połowa była takim pokazem kaleczenie futbolu, że aż żal było patrzeć, że ktoś tak zarzyna naszą ulubioną grę. Lech zasługuje na czternaste miejsce w tabeli, gra żenująco, a dzisiaj w pełni zasłużył na lekcję futbolu (tak jest!) od Termaliki. I owszem, wiemy, że komicznie to brzmi, ale jest prawdą.
Defensywa poznaniaków istniała tylko teoretycznie. Sabotaż. Chciałbyś zagrać gorzej, a byłoby ciężko. Spójrzmy na interwencje Buricia z pierwszej połowy: najpierw bezsensownie wyszedł gdzieś daleko z bramki, stwarzając duże zagrożenie. Potem odbił lekki strzał Plizgi wzdłuż linii bramkowej, co wykorzystał Kędziora. Przy golu Plevy też się nie popisał, bo gdyby został w klatce pewnie nic by nie wpadło. Zresztą, możliwe, że gdyby po prostu nie podskoczył przy strzale tak, jakby piłka płonęła, to też by ją złapał w zęby. Czy Lech w ogóle planuje wzmocnienie na tak kluczowej pozycji jak golkiper? Przecież w Poznaniu już wiosną wielokrotnie zgrzytano zębami patrząc na popisy piłkołapów.
Dodajcie do tego skandaliczny występ Arajuuriego i Kadara, słabiutką grę Kędziory i Douglasa, a macie obraz nędzy i rozpaczy. Dzisiaj Lechowi bramkę strzeliłaby nawet reprezentacja TVN-u. Ofensywa nie wypadła tak dramatycznie, ale tylko w porównaniu z kolegami z tyłów. Po przerwie Kolejorz się przebudził, ale wcześniej było koszmarnie. Gergo zapomniał jak się gra w piłkę. Lech śmiało można było nazwać Long Ball Poznań albo nawet Nieustające Podania Między Stoperami Poznań, tak bardzo źle to wyglądało. Po zmianie stron owszem, Kolejorz przycisnął, strzelił bramkę, był bliski drugiej, ale i tak cały czas pozwalał Termalicy na odgryzanie się. W końcu ta odgryzła się i pogrążyła mistrza Polski.
Trzeba dziś chwalić gospodarzy, bo naprawdę są zespołem o trzy klasy lepszym niż ta wystraszona zbieranina, którą oglądaliśmy w pierwszych kolejkach. Jaka tu jest walka i zaangażowanie, jakie wsparcie i asekuracja! Sołdecki i Jarecki wybijali piłki z linii bramkowej, pomagając tym samym Nowakowi, Kędziora potrafił wrócić do obrony i odebrać piłkę, słowem – kolektyw. Im więcej myślimy o naszej lidze, tym bardziej jasne staje się dla nas, że uczynienie z szatni monolitu jest podstawą sukcesu. Niecieczanie nie załamali się po porażkach, a Mandrysz potrafi z gości tak wydawało się już zgranych jak Plizga czy Kędziora wycisnąć ósme poty, co procentuje. 3:1 dzisiaj było w pełni zasłużone, Nieciecza prawdopodobnie z najlepszym swoim rezultatem w historii, a na ich grę – tak tak! – czasami aż przyjemnie było popatrzeć.
Pytanie czy będą chcieli wynosić się z Mielca, skoro tutaj zdobyli dziewięć punktów i stracili jedną bramkę. Twierdza.
Fot. FotoPyK