Reklama

Wazony pomagają Śląskowi, ale bez szczęścia nic nie ugrasz

redakcja

Autor:redakcja

22 sierpnia 2015, 19:56 • 2 min czytania 0 komentarzy

Jeżeli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, w następnej kolejce może nas czekać podwójny mecz o posadę. Podbeskidzie – Lechia. Gdańszczanom udało się przy dużej pomocy Prusaka puknąć Łęczną, natomiast w Bielsku nie zmienia się nic. Jak oglądaliśmy regularną mizerię, tak oglądamy dalej – znając więc cierpliwość tamtejszych dość kabaretowych, dodajmy, władz – wkrótce będzie można się spodziewać nerwowych ruchów. Sam wynik może być mylący, ale uwierzcie na słowo – podział punktów to dla ekipy Kubickiego cud. Po prostu cud, jakieś absolutne wynaturzenie. Gospodarze prezentowali się 20 tysięcy razy lepiej, trzy razy obili poprzeczkę, zmarnowali karnego, a i tak nie zdołali ograć marnego Podbeskidzia.

Wazony pomagają Śląskowi, ale bez szczęścia nic nie ugrasz

Żebyśmy się dobrze zrozumieli – oglądało się to świetnie. Współpraca wrocławskiego środka, podłączanie się Dudu, wślizgi Pawelca czy firmowa akcja duetu Flavio-Pich zakończona niemal identycznie jak w Szczecinie. Pod względem kultury gry, sposobu przeprowadzania akcji i ogólnie pomysłu na grę Śląsk momentami spisywał się obiecująco. Oczywiście, trzeba wziąć poprawkę na to, że bielską obronę tworzą wazony, ale mimo wszystko warto docenić, że ekipa Pawłowskiego zaczyna się docierać i choć brakowało skuteczności, potrafi coraz częściej wrzucić piąty bieg. Najprzyjemniej z tego wszystkiego patrzy się oczywiście na Picha, który wbił już trzeciego gola w sezonie i im bliżej zakończenia kontraktu, tym efektowniej walczy o nowego pracodawcę. Kibice Śląska mogą mieć przy jego występach tzw. mindfuck – cieszyć się, że gra tak atrakcyjnie, czy smucić, że z każdym kolejnym trafieniem coraz bardziej oddala się od Wrocławia?

A w Podbeskidziu tradycja – o ile z przodu wygląda to całkiem całkiem i Demjan znów przypomina starego dobrego Demjana – króla strzelców, o tyle ktoś tam zupełnie zapomniał o budowaniu defensywy, bo po pierwsze – Kolcak nie jest stoperem, tylko defensywnym pomocnikiem (beznadziejnym, ale to inna sprawa), po drugie – Nowak w ogóle nie jest piłkarzem, tylko człowiekiem uprawiającym coś, co trudno zdefiniować. Istnieje uzasadnione ryzyko, że na boisku minąłby go nawet miś z Krupówek albo Wardęga w stroju wielkiego psa, i to bez konieczności większego przyspieszania. Najlepiej Krystiana, zwanego Usainem, podsumowała zresztą Sonia Śledź, która w przerwie zaatakowała go następującym stwierdzeniem: – Podbeskidzie idzie, ale na rekord błędów w defensywie.

Równie ostre pytania mogłaby Sonia też zresztą zadać Jackowi Kiełbowi. „Ryba” – jak wyliczyli statystycy – został pierwszym zawodnikiem, który w ciągu 22 minut podjął bilion błędnych decyzji. Takiego popisu nie widzieliśmy już dawno, ale niewykluczone, że rekord zostanie pobity jeszcze w tym sezonie. Naturalny kandydat ma na imię Krystian.

7nWukRU

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...