Reklama

Tylko 14 tys. na stadionie, ale kamień z serca spadł całemu Poznaniowi

redakcja

Autor:redakcja

21 sierpnia 2015, 00:13 • 3 min czytania 0 komentarzy

W meczu pięciolecia, jak mówili w klubie, Lech Poznań pokonał Videoton 3:0. Gra zespołu nie powaliła na kolana, ale drużyna zyskała dwie rzeczy: niemal pewny awans do fazy grupowej i zaufanie kibiców, którzy odetchnęli z ulgą i zobaczyli, że z tym Lechem wcale nie jest tak źle.

Tylko 14 tys. na stadionie, ale kamień z serca spadł całemu Poznaniowi

Po Stjarnanie, Żalgirisie wiem, że nic gorszego się nie wydarzy – mówił Piotr Rutkowski, wiceprezes Lecha. Lekko przychodzą takie słowa już po meczu, a zwłaszcza po takim meczu w wykonaniu poznańskiego zespołu. Nie było to wielkie widowisko, ale jest 3:0 i niezła zaliczka przed wyjazdem na Węgry.

Mecz pięciolecia, awans do fazy grupowej Ligi Europy tuż za rogiem, do tego otwarty jednak stadion przy Bułgarskiej – wszystko było gotowe na wielkie święto w Poznaniu. Piłkarze swoje zrobili, ale klub i tak dostał kamyczek do ogródka. Na tak hajpowane spotkanie przyszło niewiele ponad 14 tys. ludzi, a mogłoby zmieścić się jeszcze prawie trzy razy tyle. Lekki wstyd.

Ale też tym ludziom się nie dziwimy. Videoton nie przyciąga na stadion, Lech gra kaszankę, a bilety kosztowały co najmniej 65 złotych. Naprawdę przyszli chyba więc tylko ci najwierniejsi. Jeśli czasem kibice mówią „sprawdzam” i przychodzą na stadion mimo przeciwności, to tak teraz większość powiedziała: „pas” i wybrała oglądanie spotkania w telewizji. – Zespół pokazał się z dobrej strony i miejmy nadzieję, że Lech odzyska zaufanie kibiców – podsumował Rutkowski.

Ci, którzy wybrali się w czwartek na Lecha, raczej się nie zawiedli. Dla większości liczyło się jedno – zwycięstwo, najlepiej kilkubramkowe. No i piłkarze zameldowali wykonanie zadania, a gdy strzelili trzecią bramkę, to wszystkim w Poznaniu spadł wielki kamień z serca. Oczywiście zawodnicy po meczu zgodnie stwierdzili, że ten mecz pozwoli im odetchnąć, nabrać pewności i po prostu grać lepiej. We will say what time will tell, jak mówi klasyk. Warto trzymać dystans, bo w niedzielę do zmęczonego Lecha przyjeżdża Piast Gliwice, lider ekstraklasy.

Reklama

Ale cieszy, że bramkę strzelił Łukasz Trałka. Czekał na nią 739 dni. Kupa czasu, jak sam stwierdził. Przez ten czas pomocnik z piłkarza wyśmiewanego stał się kamieniem węgielnym mistrza Polski, zawodnikiem wypełniającym wszystkie luki w środku pola, skrupulatnie pracującym na całej szerokości boiska. Tylko brakowało mu bramek. Aż w końcu jedna przyszła i pytano go o nią i przed kamerami TVP, i przed oficjalną telewizją klubową, aż w końcu w mixed zonie przy reszcie dziennikarzy. Wydarzenie wobec tego było to wiekopomne.

Ale nie tak istotne jak to zwycięstwo Lecha, niemal zapewniające poznaniakom awans do fazy grupowej europejskich pucharów. Choć wszyscy nabierają wody w usta i mówią, że to dopiero pierwszy krok i inne blablabla, to przy Bułgarskiej zaczyna się już liczenie hajsu z UEFA. Ta kasa będzie, o ile Lech w ogóle będzie do pucharów dopuszczony, bo wisi nad nim kara za rasistowskie okrzyki w Bazylei. Recydywa, a więc jest groźba wyrzucenia. Wtedy we frajerski sposób umknie Lechowi 2,5 mln euro.

Na razie jednak nikt o tym nie mówi. Za to Maciej Skorża już musi myśleć jak do grudnia rozłożyć siły zespołu, jak grać co trzy dni, a szefostwo klubu zastanawia się jak zainwestować potrzebne do rozwoju pieniądze. – Musimy być w tej fazie grupowej co roku – twierdzi Rutkowski.

***

Videoton okazał się rzeczywiście tak słaby, jak o nim mówiono. Do Poznania przyjechał kompletnie rozbity – bez trenera, bramkarza, lewego obrońcy. – Zobaczyłem to, czego się spodziewałem – mówił po meczu tymczasowy szkoleniowiec zespołu. Czyli sami Węgrzy nie byli jakoś wielce przekonani do tego, że mogą w tym meczu cokolwiek ugrać. Wpierdolu oczekiwali i wpierdol dostali.

Reklama

Podobali nam się natomiast ich kibice, choć nie jesteśmy do końca pewni ilu tam rzeczywiście było Węgrów, bo pojawiła się dość pokaźna liczba kibiców Rakowa Częstochowa. Może nawet była w większości. Jak wrócą, to się określą. W pierwszej połowie musiała pęknąć tam na sektorze niejedna flacha, bo szybko rozpoczęli całkiem skoczne śpiewanie, a dopingowali nawet już po zakończeniu spotkania.

JS

Najnowsze

Ekstraklasa

LIVE: Czy to jest ten dzień? Pogoń walczy o pierwszą wyjazdową wygraną

Bartosz Lodko
5
LIVE: Czy to jest ten dzień? Pogoń walczy o pierwszą wyjazdową wygraną

Komentarze

0 komentarzy

Loading...