Reklama

Jak Gary Neville uczy Tomasza Kedziorę

redakcja

Autor:redakcja

19 sierpnia 2015, 19:22 • 6 min czytania 0 komentarzy

Tomasz Kędziora to mistrz Polski z Lechem Poznań, a od czerwca także uczestnik zgrupowań reprezentacji Polski. Mimo to wciąż popełnia błędy, charakterystyczne dla każdego bocznego obrońcy, a zwłaszcza młodego bocznego obrońcy. – Naprawdę potrzebujemy asekuracji – mówi 21-latek, który choć nie sypie anegdotami i nie lubi dzielić się opinią, to jest dokładnym studentem piłki nożnej. Nic dziwnego, w końcu to fan analiz Gary’ego Neville’a.

Jak Gary Neville uczy Tomasza Kedziorę

Do Poznania trafił w 2010 roku. Tuż po mistrzostwie Polski dla Lecha, na chwilę przed meczami z Manchesterem City czy Juventusem w fazie grupowej Ligi Europy. – To były moje pierwsze miesiące w Poznaniu i oglądałem te spotkania z trybun. Myślałem wtedy, że Lech co roku będzie grał w pucharach. – mówi Kędziora, który jako 16-latek grał w Młodej Ekstraklasie. – Teraz ja będę walczył o to, żeby chłopcy z akademii mogli przychodzić i oglądać nas w fazie grupowej.

Przyszedł z Zielonej Góry jako szesnastolatek i od razu trafił do drużyny Młodej Ekstraklasy, gdzie był jednym z najmłodszych w zespole. Na treningi często przychodził Ivan Djurdjević, który dawał rady, rozmawiał z młodymi zawodnikami. – Żyliśmy jak w rodzinie – wspomina obrońca, który w 2012 roku trafił w końcu do pierwszego zespołu. Tam, jak każdy młody piłkarz, zetknął się z piłkarzami, których widział dotychczas w telewizji, może mijał gdzieś w klubie. – I było ciężko – dodaje.

– Teraz szatnia to mój drugi dom – mówi. Niektórzy twierdzą, że w tym domu Kędziora ma całkiem sporo do powiedzenia. Podpowiada, motywuje, przypomina. Tak było w sezonie mistrzowskim, przez większość którego Lech był chwiejny, niestabilny. Aż do wygranej 2:1 z Legią u siebie. – Wtedy uwierzyliśmy w siebie. Graliśmy od meczu do meczu, liczyły się tylko zwycięstwa. Mieliśmy klapki na oczach. Nie myśleliśmy, co stanie się za miesiąc, liczyło się tylko to, że graliśmy kolejny mecz.

Lech mistrzem Polski, Kędziora w kadrze – wszystko było na swoim miejscu. Do czasu. Poznaniacy to dziś drużyna w kryzysie, walcząca o to, by powrócić do formy, by wygrać jakikolwiek mecz. Powody? Przede wszystkim kontuzje. Najpierw, jeszcze przed sezonem, wyleciał Paulus Arajuuri i trzeba było na nowo budować obronę. Obok Kędziory zaczął grać Marcin Kamiński. – Rozumiemy się coraz lepiej. Jest inaczej, ale nie ma aż tak wielkiej różnicy. Jednak im dłużej się gra obok siebie, tym łatwiej można się z kimś zrozumieć. Na przykład początek pierwszego meczu z Bazyleą. Byliśmy dobrze ustawieni, każdy sobie pomagał, dobrze się przesuwaliśmy, ale po mojej czerwonej kartce plany się pokrzyżowały…

Reklama

Była 66. minuta pierwszego meczu z Basel. Szwajcarzy rozegrali akcję lewą stroną, wyciągnęli Kędziorę z linii, a gdy piłka poszła za jego plecy było już za późno. Sfaulował w polu karnym, a że był ostatnim obrońcą, to wyrok był oczywisty – jedenastka, czerwona kartka. Kara dla drużyny, i dla zawodnika. No i konsekwencje – Lechowi przesuwać się było o wiele trudniej. – Nie ukrywam, że było mi po tym meczu ciężko. Kilka następnych dni miałem gorszych, ale już wziąłem się w garść.

„Najważniejszą rzeczą przy wprowadzaniu zawodnika na tej pozycji jest to, żeby go nie spalić”. To już Gary Neville, ekspert angielskiej telewizji, zawsze pierwszy do tego, by wskazywać błędy obrońców i rady, jak je naprawiać. – Szkoda, że w Polsce nie ma takich profesjonalnych telewizyjnych analiz – mówi Kędziora, gdy ogląda jak były zawodnik Manchesteru United rozkłada na czynniki pierwsze grę Hectora Bellerina z Arsenalu. Ten jest dopiero na początku kariery piłkarskiej, zupełnie jak piłkarz Lecha.

Gary neville on Bellerin – MNF from MrArsenal on Vimeo.

Neville pokazuje, jak w kilka miesięcy Bellerin z zahukanego młodziana stał się pełnoprawnym obrońcą, już na poziomie Premier League. Gdy oglądamy debiut Hiszpana, w meczu z Borussią, Kędziora od razu widzi błędy Bellerina. – Za daleko stoi. Młody jest, brakuje mu doświadczenia. Też tak miałem. To można naprawić tylko kolejnymi meczami, wtedy obrońca wie, kiedy podejść do napastnika, a kiedy zostać w linii – mówi.

Ekspert jedzie dalej. Wyciąga kolejne mecze Bellerina, gdy ten się już poprawił. Blokuje dośrodkowania, wie jak się ustawić, nie wychodzi do napastnika za każdym razem. Zaczyna też wykorzystywać błędy rywali. Przede wszystkim to, że skrzydłowy, który go kryje, zawsze przysypia. Nie wie, jak się zachować. A tu podręcznik gry bocznego obrońcy, choć składa się z prostych podpowiedzi, to jest dość obszerny. Neville zawsze zwraca uwagę na detale: ustawienie bioder, koncentrację, myślenie. – Trzeba sobie to przypominać. Jeśli idzie na ciebie napastnik i źle stoisz, źle biegasz, to nie masz jak walczyć, złapać kontakt z przeciwnikiem. A jak już cię rozbuja, to jesteś przegrany. Sam popełniam takie błędy. Na początku jest źle, ale w meczu muszę naprawiać ten błąd i robić swoje – opowiada lechita.

Reklama

Kędziora ma swoich Neville’ów – sztab szkoleniowy: Macieja Skorżę, Dariusza Żurawia, Tomasza Rząsę, a do tego selekcjonera Adama Nawałkę i Łukasza Piszczka, prawego obrońcę reprezentacji. Gdy piłkarz Lecha pojawił się na zgrupowaniu, od razu zaczął rozmawiać z zawodnikiem Borussii Dortmund. – On gra na zupełnie innym poziomie, jest u szczytu kariery, gra w Niemczech. Podpowiadał mi na treningach. Jeśli miałem jakiś problem, to się pytałem. Jest otwarty.

Solidarność bocznych obrońców? Być może, w końcu wielu z nich łączy jedno – nie chcieli grać na tej pozycji. W większości to albo byli stoperzy, albo dawni skrzydłowi. Piszczek był nawet napastnikiem. Kędziora grał na środku obrony, dopóki nie trafił na trenera Marcina Dornę w kadrze do lat 16. Wtedy pierwszy raz zagrał z boku defensywny, zaczął tak trenować w klubie i szybko trafił do Lecha. A że nikt nie chce zostać Piszczkiem bądź Kędziorą? Przyczyna jest prosta: gra na tej pozycji to orka na ugorze i nieustanne bieganie na całej długości boiska. – Mnie to nie przeszkadza, nigdy nie trzeba było mnie gonić do pracy. Do tego różni są obrońcy. To kwestia gustu trenera. Jedni wolą mieć takiego Azpilicuetę, bardziej defensywnego, a inni Ivanovicia, atakującego.

Kędziorze bliżej do tego drugiego, ale to przede wszystkim zasługa klubu – w Lechu trzeba atakować i ryzykować. 21-latek musi podążać za niemal każdym atakiem zespołu. – Liczę się z tym, że nie dostanę piłki, ale muszę biegać. Wiadomo, że czasem się wkurzę, gdy jestem na naprawdę dobrej pozycji i nikt mi nie poda, ale taka jest rola. No a potem muszę wrócić, bo nie jestem skrzydłowym – tłumaczy.

– Musimy ryzykować, ale nie zapominajmy, że jesteśmy przede wszystkim obrońcami. Jeśli idziemy do przodu, to naprawdę potrzebujemy asekuracji, bo gdy nikogo nie będzie, to też to jest nasz błąd. Popatrzmy na Piszczka w Borussii. Zawsze ktoś go zaasekuruje, czy to pomocnik czy stoper. Podobnie musi być u nas.

Liczba błędów, które może popełnić boczny obrońca, wydaje się niezliczona. Każdy kolejny może być przyczyną porażki, a w konsekwencji – odpadnięciem z europejskich pucharów. – Presja w tym sporcie zawsze jest, a w Poznaniu jeszcze bardziej. Już do tego przywykłem, ale ciągle muszę się uczyć tej coraz większej. I dobrze, bo chcę grać za granicą.

JACEK STASZAK

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Mocny transfer wewnętrzny w Ekstraklasie? Legia zainteresowana młodym obrońcą

Szymon Janczyk
1
Mocny transfer wewnętrzny w Ekstraklasie? Legia zainteresowana młodym obrońcą
Inne kraje

Chińska potęga utopiona w korupcji. Kłamstwa, zastraszanie i dożywocia

Szymon Piórek
1
Chińska potęga utopiona w korupcji. Kłamstwa, zastraszanie i dożywocia
Ekstraklasa

Chciała go Legia, on wreszcie błyszczy w Lechu. „Może grać w reprezentacji Portugalii”

Jakub Radomski
5
Chciała go Legia, on wreszcie błyszczy w Lechu. „Może grać w reprezentacji Portugalii”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...