W telewizyjnym programie na żywo zdarza się strzelić straszną gafę. Czasami człowiek nie może sklecić zdania, nagle doznaje zaćmienia umysłu, ucieka mu wątek, brakuje mu słowa albo nawet chce powiedzieć „zupa”, a mówi „dupa” – to wszystko może mieć miejsce. Znacznie gorzej, gdy ktoś się po prostu do swojej pracy należycie nie przygotuje i właśnie z braku przygotowania wynika wpadka – jak wiosną u Tomasza Lisa w kwestii córki Andrzeja Dudy czy teraz u Marcina Mellera w sprawie swastyk w rękach kibiców Lecha. Ale już naj, naj, najgorzej, gdy ktoś z zamieszania nie potrafi wyjść z twarzą i po prostu przeprosić.
Po naszym wczorajszym tekście (TUTAJ) Marcin Meller na swoim facebookowym profilu zamieścił coś na kształt oświadczenia.
Jak widzicie, przeprosiny wymuszone, pełne jadu i uszczypliwości. Żadnej refleksji, że po prostu gość powiedział na antenie nieprawdę.
Czujemy się w obowiązku wytłumaczyć mu, dlaczego nie można stawiać znaku równości pomiędzy napisem na fladze a „wymachiwaniem swastykami” (gdzieś, w Poznaniu albo Sarajewie – bo szanowny pan redaktor pewny nie był, tak się oto do tematu przygotował). Otóż…
Po pierwsze – większość ludzi nie zajmuje się czytaniem napisów na flagach, zwłaszcza tak drobnych napisów (bo flaga drobna). Nie ma w tym zresztą nic dziwnego, bo flagi wiszą przodem do boiska, a nie trybun. Natomiast gdyby kibice Lecha wymachiwali swastykami (liczba mnoga!) widzieliby to wszyscy na stadionie. Można być pewnym, że zdecydowanej większości fanów „Kolejorza” (99,9999 procent) takie coś by nie odpowiadało. Jeśli Meller pisze, że kibice Lecha machali swastykami, to stawia dwa zarzuty: pierwszy, że ktoś nimi faktycznie machał, co jest nieprawdą, oraz drugi – że reszta przyglądała się temu bezczynnie lub z akceptacją. Taka sytuacja nie miała miejsca. De facto cała poznańska zbiorowość została bezpodstawnie oskarżona o nazistowskie ciągotki.
Po drugie – swastyka jest oczywistym symbolem ludobójstwa, a wymachiwanie nią jest prawnie zakazane. Każdy Polak wie, co swastyka oznacza. Napis „krew naszej rasy” – pomijając, że nie rzuca się w oczy w porównaniu z jakże charakterystycznymi swastykami – zakazany nie jest, tak naprawdę jest raczej nieczytelny. Ludzie nie muszą analizować, co gdzieś napisano (zwłaszcza gdy tak naprawdę tego nie widać!), nie muszą znać „dokonań” jakiegoś podłego zespoliku sprzed dwudziestu lat. W ogóle mają prawo się tym nie interesować. Dopiero teraz sytuacja jest już inna, napis „rozpracowano” i jeśli flaga zawiśnie ponownie, to oczywiście będzie to niezwykłym wstydem dla fanów Lecha. Ale nie wisi.
Po trzecie – napis ten na pierwszy rzut oka (czyli dla osób które nie znają dyskografii jakiegoś zespoliku) bardziej kojarzy się z rasizmem niż nazizmem. Oczywiście bycie rasistą nikomu chluby nie przynosi, ale zachowajmy umiar. Jak ktoś mówi, z dwojga ZŁEGO wolimy ludzi, którzy uważają np. czarnoskórych za osoby gorsze niż ludzi, którzy uważają Adolfa Hitlera za super kolesia, który rozpoczął coś, co należałoby zakończyć. Zło też się da stopniować. Nazizm to zło w czystej postaci, krańcowe. Dalej nie ma nic.
Po czwarte – jeśli nie machali swastykami, to – do kurwy nędzy! – po prostu nie machali swastykami. I koniec, zero dalszego ciągu całej historii. Przeproś i nie brnij, zbłaźniłeś się brakiem rzetelności, a teraz błaźnisz się brakiem umiejętności wyjścia z tej niezręcznej sytuacji. A wyjście jest jedno: przeprosić bez żadnego „przepraszam, ale…”, „przepraszam, jednakże…”, „przepraszam, lecz mimo wszystko”. Po prostu: przepraszam. To nie takie trudne.