Hej, Canal+, co z wami? Zwijacie się? Jak się zwijacie to powiedzcie wcześniej, żeby ludzie nie podpisywali nowych umów i nie przedłużali starych. Tak będzie fair.
W ciągu jednego lata Canal+ stracił prawa do pokazywania:
– ligi hiszpańskiej
– ligi włoskiej
– ligi francuskiej
– 74 meczów ligi polskiej
A stracić może jeszcze Ligę Europy. W tym czasie do abonentów nie trafiła żadna informacja typu: „ludzie, sorry, jesteśmy trochę w dupie”. Nic. Nawet wzmianki o tym, że skoro oferta stacji jest znacznie węższa niż do tej pory, to należałyby się jakieś obniżki. Tak to powinno w sumie działać. Jeśli płacisz abonament za korzystanie z siłowni, a któregoś dnia się okazuje, że została tylko bieżnia i zestaw hantli, bo wszystkie maszyny sprzedano, to jesteś troszkę wkurzony. I nabity w butelkę.
Na dziś C+ zostaje z ligą polską, angielską oraz Ligą Mistrzów. Wciąż nieźle, ale bez dwóch zdań nie jest to już oferta bezwzględnego dominatora. Prawa do Premier League wygasają z końcem obecnego sezonu i jeśli nawet ich ta stacja nie utrzyma, to będzie chyba prawdziwy sygnał do gaszenia świateł. Ale już teraz jest po prostu słabo. Milion powtórek i jakieś zapychacze nie do oglądania, typu golf. Nie do tego się przyzwyczailiśmy.
A już kompletną tragedią jest to, że mecze ligi hiszpańskiej – przynajmniej na razie – oglądać będzie trzeba w internecie. Chała do kwadratu. Canal+ przegrał walkę o prawa z telewizją, która w zasadzie nie istnieje.