Reklama

Cracovia 2015. Niemożliwe nie istnieje.

redakcja

Autor:redakcja

14 sierpnia 2015, 19:23 • 2 min czytania 0 komentarzy

Kiedy wydaje ci się, że wszystko, co najlepsze, w wykonaniu Cracovii już zobaczyłeś i dalsze śrubowanie rekordów lub jeszcze bardziej atrakcyjna gra jest po prostu niemożliwa, przychodzi kolejny mecz. Dostajesz potwierdzenie, że da się lepiej, da się skuteczniej i da się atrakcyjniej. Żartowaliśmy wielokrotnie, że Jacek Zieliński musi w końcu zrzucić bieg i lekko zluzować z tym wygrywaniem, ale – jak się okazuje – ostatnia porażka z Piastem to chyba tylko wypadek przy pracy. Dziś do Cracovii AD2015 można dopisać kolejny przymiotnik: bezlitosna. Kiedy wydawało się, że koroniarze zaczęli łapać rytm, to dostali takiego gonga od trójki Budziński – Cetnarski – Rakels, że kolejne nokdauny były kwestią czasu.

Cracovia 2015. Niemożliwe nie istnieje.

Najpierw wymiana piłki w wykonaniu tamtej trójki. Potem jedenaście podań zakończonych golem Cetnarskiego. Na koniec 15-kilometrowy rajd Kapustki sfinalizowany precyzyjnym uderzeniem. Chwalimy Cracovię za atrakcyjność, za liczbę zdobywanych punktów, ale na uwagę zasługuje przede wszystkim repertuar ich zagrań. Bo wygląda to tak, jakby Cetnarski wychował się w jednej piaskownicy z Rakelsem, z Kapustką palił pierwsze papierosy, a na klasówkach w podstawówce ściągał od Budzińskiego, ewentualnie Dąbrowskiego. Zrozumienie między tymi zawodnikami jest – jak na Ekstraklasę – naprawdę niewiarygodne, tym bardziej, że tam praktycznie nikt nie jest przywiązany do swojej pozycji. Rakels haruje jak dzik na całym boisku, Cetnarski raz wciela się w rolę Trałki i schodzi między obrońców, a raz sam wykańcza akcję, a Dąbrowski powoli zaczyna się wspinać na poziom „prawiereprezentacyjny”.

I tradycyjny rzut oka w statystyki – za okres od kiedy Zieliński pojawił się w Krakowie, „Pasy” są zdecydowanym liderem Ekstraklasy ze średnią 2,35 punktu na mecz. Bramki? 28 strzelonych, 7 wpuszczonych w 14 spotkaniach. Nie chcemy popadać w zbyt pompatyczny ton, ale… trudno, inaczej się nie da. Bo to, co się dzieje od jakiegoś czasu przy Kałuży, to – biorąc pod uwagę poprzednich 3539 trenerów – zupełnie inna galaktyka.

A Korona… Cóż, do momentu kontuzji Pyłypczuka próbowała, jak mogła. Kilka razy była też bliska prowadzenia, ale Przybyle zabrakło skuteczności (albo farta), jaką imponował na początku sezonu. Dziś sprawdziło się to, co przewidywaliśmy przed sezonem. Każdy ubytek pierwszoplanowego zawodnika, jakim bez wątpienia jest Malarczyk, a potem Pyłypczuk, to jak urżnięcie gilotyną jednej nogi. Skoro przez tyle lat w województwie świętokrzyskim nie wychowano ani jednego poważnego piłkarza (jedynie wspomnianego Malarczyka i może w przyszłości Cebulę), to jakim cudem ci, którzy teraz wchodzą, uzupełnieni przeciętnymi obcokrajowcami, mają zapewnić klubowi utrzymanie? Pytanie pozostaje otwarte.

DCegY1S

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...