Radosław Majewski odkłada powrót z podkulonym ogonem do polskiej ligi. Odbudowywać się będzie w dość nietypowym miejscu, bo w greckim PAE Veria.
Wydawało się, że to już koniec zagranicznych wojaży Majewskiego. Kiedy wyjeżdżał, większość spodziewała się, że momentalnie przepadnie i zboczy z właściwej drogi. Tymczasem Raddy wytrzymał w Anglii pięć lat i wcale nie dlatego, że tak długi kontrakt dostał na dzień dobry, a potem odliczał kolejne dni. Polak tak naprawdę kompletnie nieudany miał tylko ten ostatni sezon. No, półtora sezonu.
Już wiosną minionego roku więcej nie grał, niż grał. Sytuacja pogorszyła się na dobre dopiero latem, kiedy w Nottingham Polaka odstrzelił Stuart Pearce. Ten poszedł więc na wypożyczenie do Huddersfield, zagrał w pierwszych pięciu meczach, a od września… uzbierał 53 minuty. Praktycznie zero gry, bez szans w lidze czy pucharze (Huddersfield szybko odpadło). Majewski siedział albo z boku, albo na górze i obserwował poczynania innych. Niedługo po powrocie do Nottingham rozwiązał kontrakt.
Miejsce, by się teraz odbudować, wybrał naprawdę nietypowe. Veria to nie jest ligowa czołówka, wręcz przeciwnie – klub zajął w poprzednim sezonie 14. miejsce, mając tyle samo punktów, co spadający Levadiakos. Kibiców maksymalnie zmieści się siedem tysięcy, a stadion zbudowany został 90 lat temu i nie wiadomo, ile jeszcze wytrzyma. Zespół prowadzi 43-letni Georgiadis, który jest znany tylko jako piłkarz, wielokrotny reprezentant Grecji, ale trenerką zajmuje się od niedawna. W samej szatni próżno też szukać nazwisk, które powalałaby na kolana. My, z ręką na sercu, nie znamy ani jednego gościa, ale jesteśmy pewni, że jeszcze przedwczoraj Majewski też nikogo nawet nie kojarzył.
Mamy, Radek, nadzieję, że chociaż zapłacą tyle, ile obiecali.
Fot. FotoPyK