Przed pójściem na pomeczową konferencję Frank de Boer może skorzystać z ekstraklasowej ściągi i sięgnąć po typowo polskie alibi pt. „zabrakło nam doświadczenia”. Jedenastka dzieciaków Ajaksu (najstarszy zawodnik z pola – r. 1992) została dziś piłkarsko zdominowana przez przeciętny, ale zgrany Rapid Wiedeń. Sam wynik (2:2 w Wiedniu i 2:3 w Amsterdamie) może lekko zakłamywać rzeczywistość, ale kumple Milika zaprezentowali w ofensywie Legię z czasów Saganowskiego i Sa, a w defensywie Cracovię z okresu Podolińskiego. Sam Milik pokazał dziś klasę – chciałoby się rzec – w swoim stylu, ale kapitalny techniczny wolej i asysta przy drugim golu niczego de facto nie dały. Następny sezon Ajax spędzi co najwyżej w Lidze Europy.
Gol – ozdoba meczu. Trafienie a’la Van Basten, które w Holandii wywołało masę komentarzy w stylu: kto miał strzelić, jeśli nie Milik? Na nieszczęście dla Polaka – nikt. Ani Fischer, ani Bazoer, ani Klaassen, ani El Ghazi nie potrafili skonstruować żadnej sensownej akcji. Pierwsza połowa – bicie głową w wiedeński mur. Rapid ustawiał się tak inteligentnie, że błyskotliwy El Ghazi mógł w miejscu tańczyć jak Denilson, ale nic nie wynikało ani z jego dryblingów, ani prób strzału kolegów, ani dośrodkowań. Rapid kasował wszystko jak należy, za to w ofensywie był do bólu konkretny. Wisienką na torcie bramka Bericia po kapitalnej akcji, co wywołało taką furię u Cillessena, jaką często widujemy u Kuciaka.
Po przerwie wiedeńczycy się jednak rozklekotali. Najpierw pokarał ich Milik, potem Gudelj, ale gdy wydawało się po drugim golu, że ekipa de Boera wraca do gry, po 117 sekundach odpowiedział Rapid i było już po zabawie. Jak natomiast ocenić występ Milika poza sytuacjami bramkowymi? Trzeba powiedzieć, że na tle kolegów grał wyjątkowo sensownie. Potwierdził, że – wbrew temu, co sugerowali internauci pod jednym z jego zdjęć – nie jest typowym wysuniętym napastnikiem. Cofał się do rozegrania, schodził do skrzydeł i choć koniec końców niewiele z tego wynikało, to jednak Arek podejmował bardziej inteligentne decyzje w porównaniu do swoich wyżej wycenianych kolegów.
Ligę Mistrzów obejrzy jednak na kanapie razem z nimi.
Fot. FotoPyK