W pierwszej kolejce zobaczyliśmy wysyp obrońców, którym nie chce się wyskakiwać do główki. W drugiej zobaczyliśmy Krystiana Nowaka i Daniela Łukasika, którzy postanowili przyglądać się jak rywale strzelają im gola. Tym razem postanowiliśmy kogoś pochwalić – Linettego, który zrobił kilkudziesięciometrowy sprint, by zablokować strzał Brożka. Może jakiś parodysta następnym razem weźmie z niego przykład.
Mieliśmy wrażenie, że każdy z piłkarzy Lecha zagrał w sobotę poziom niżej niż zwykle. Może poza Tamasem Kadarem, ale on do dziadostwa zdążył nas przyzwyczaić. Ale gdy słabiej radzi sobie Trałka, gorzej rozgrywa i strzela Hamalainen, a Pawłowski gubi się między obrońcami, to gra poznaniaków leży i kwiczy.
Nie ma wstydu w tym, że ktoś zagra gorszy mecz. Nawet Lew-Starowicz mówi, że każdemu się zdarza, ale w takich warunkach trzeba sobie jakoś radzić. Skupić się na jeżdżeniu na tyłku, a nie liczeniu na to, że może gdzieś ktoś tę bramkę wciśnie.
Dlatego spodobała nam się w Lechu, a dokładniej – u Karola Linettego jedna akcja. 20-latek nie zagrał wielkiego spotkania, brakowało jakichś otwierających podań, ciekawego rozegrania. No po prostu przeciętny występ.
Ale ta akcja. Pierwsza połowa, pomocnik traci piłkę pod polem karnym Wisły, która idzie z kontrą. Do bramki Buricia jakieś 80. metrów.
Znamy ligowców, którzy odpuściliby sprint gdzieś w okolicach koła środkowego. Pewnie by pomyśleli, że może z tej akcji nic nie będzie, może Brożek trafi w boczną siatkę. Może skończyłoby się na strachu. Nie mówimy już o takich jaskrawych przypadkach jak Nowak, ale zwykłym ligowym człapaniu. A Linetty wrzucił ostatni bieg, zamknął oczy, poszedł do końca za napastnikiem, a na finiszu pojechał na dupie i wybił na róg. Każdy widział, że lechita dał z siebie w tej akcji wszystko.
Sięgamy pamięcią, szukamy i jakoś rzadko zdarza nam się zobaczyć w lidze kogoś, kto potrafi naprawić swój błąd. Te w tej lidze popełnia każdy, ale znajdą się tacy, którzy zachowują się jak na orliku („Sorry, moja wina”). Linetty ma papiery na granie, spory talent, ale mamy wrażenie, że gdyby nie tego typu akcje, to do notesów skautów w ogóle by nie trafił.
Fot. FotoPyK