Pierwsza liga wystartowała, od razu z charakterystycznym dla siebie radosnym, ludowym przytupem. Powiedzieć, że nie mogliśmy się doczekać, byłoby przesadą, ale będziemy chętnie spoglądać w dół, gdzie często jakość zastępuje dobry humor. Tak było też i dziś, w hicie kolejki – Arka Gdynia kontra Zawisza Bydgoszcz.
Trzeba przyznać, że się działo. Pierwsza połowa miała wydźwięk groteskowo-humorystyczny i punkt zbieżny z piłką na poziomie znajdowała jedynie chwilami. Zawisza radził sobie całkiem nieźle. Wciąż mają przecież kilka mordek, które wyróżniały się w Ekstraklasie. Jeśli nie efektywnością, to walorami, jak na przykład Alvarinho. Konrad Jałocha miał trochę pracy, ale jeszcze w pierwszej części mógł nieco poluzować, bo “siemanko” powiedział jego kumpel – Rafał Siemiaszko i trafił do bramki, dając Arce prowadzenie.
Nie to było jednak najważniejszym i najbardziej efektownym momentem. Mieliśmy okazję zobaczyć najgorzej wykonany rzut karny w ostatnich czterdziestu pięciu latach. Można się poślizgnąć, wywalić. Można nie trafić w bramkę, albo trafić w bramkarza, ale dla Marcusa da Silvy chyba lepiej byłoby, gdyby wykopał piłkę na przystadionowy parking, co umniejszyłoby skalę jego kompromitacji. Kopnął z siłą pięciolatka, po ziemi, w sam środek bramki. Wyglądało to tak, jakby chciał zrobić podcinkę, ale w decydującym momencie pomyślał o misji sondy kosmicznej na Plutonie. Panenka, z tym, że bez Panenki. Sytuację możecie zobaczyć TUTAJ.
Z Brazylijczykiem o miano największego bohatera meczu może rywalizować wyłącznie gniazdowy kibiców Arki, który ryczał tak, że wszystkie statki w gdyńskim porcie podniosły kotwice.
Mogło być 2:0, a skończyło się na 1:1, po naprawdę świetnym rajdzie Jakuba Smektały i wykończeniu Kamila Drygasa. Właśnie, słówko o Drygasie. Gdyby mecz skończył się po pierwszej połowie, pomyślelibyśmy, że albo specjalnie sabotuje, albo pierwszoligowe klimaty kompletnie go zdołowały. Był beznadziejny, ale w drugą wjechał już tak, że po chwili był remis.
Paweł Abott z kolei w przerwie najprawdopodobniej zerknął na naszą relację live, gdzie skrytykowaliśmy jego fatalne uczesanie. Chłop wziął się w garść i – jakby to powiedzieć… Dawał z siebie wszystko, ale piłka wpaść nie chciała. Poza tym słupki, poprzeczki. Naprawdę niezły mecz na stadionie godnym świetnych widowisk.
***
My wiedzieliśmy, że tak będzie. Pisaliśmy, ostrzegaliśmy. Prorokowaliśmy. Pierwsza kolejka, Pogoń Siedlce kontra Dolcan Ząbki. W wyjściowym składzie tych pierwszych Mateusz Żytko. I co? Zero. A dokładnie 4:0 dla Dolcanu. Negatywny talizman zadziałał nawet szybciej niż przypuszczaliśmy. Słabo, bo również od przegranej 0:1 ze Stomilem, zaczął GKS Bełchatów. Bardzo młody zespół, kilku debiutantów. Coś czujemy, że Rafała Ulatowskiego i jego brunatną kompanię czeka naprawdę trudny sezon.
Na koniec kolejny akcent humorystyczny. Bytovia ograła na wyjeździe Sandecję 1:0, ale po beznadziejnym babolu bramkarza – Marka Kozioła. W Jagiellonii niedawno nie popisał się Baran, na zapleczu – dla odmiany – gole przeciwnikom zapewnia Kozioł. Nazwisko zobowiązuje.