Reklama

Brzęczek nie ogarnia gdańskiej przechowalni?

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

30 lipca 2015, 19:20 • 3 min czytania 0 komentarzy

Jeśli transfery Mili, Wojtkowiaka, Wawrzyniaka czy ostatnio Kuświka albo Maka miały być sygnałem, że w Lechii wróciła normalność to właśnie dostaliśmy też sygnał ostrzegawczy pod tytułem „uwaga, może nie tak prędko”. Kiepska to wiadomość dla Jerzego Brzęczka i dość jaskrawe potwierdzenie faktu, że zakupy z rozmachem (żeby nie napisać – hurtem) dla trenera mogą być nie tylko prezentem, ale i przekleństwem.

Brzęczek nie ogarnia gdańskiej przechowalni?

Na pierwszy rzut oka – Brzęczek trafił świetnie. Pierwsza praca w Ekstraklasie, po tym jak cierpliwie piął się w górę w Rakowie Częstochowa, a tu od razu taki potencjał do zagospodarowania, taki urodzaj zawodników. Wszyscy mówią, że drużyna z aspiracjami na puchary, pieniądze, możliwości. Trudno ukryć, że transferów w Gdańsku robią wciąż bez liku. Przywożą mu co chwilę a to Maka, a to Kuświka, a to jakiegoś Chorwata, a to Austriaka, zaraz znowu Serba. Problem w tym, że sam Brzęczek chwilami nie wie, kto przyjedzie, po co, na jak długo, ani kogo za moment mu zabiorą. Sporo – jak na to, że odpowiada przecież za drużynę – odbywa się poza nim.

Lechia przesunęła wczoraj do rezerw czterech zawodników. Nie kluczowych, raczej tych o znaczeniu drugo oraz trzeciorzędnym, ale historia i tak jest dość symboliczna. Dwóch nie chciał już sam Brzęczek, ale dwaj kolejni – Leković i Podleśny – zostali odstawieni, bo tak uznał zarząd klubu. „Ta decyzja nie była ze mną konsultowana, została mi tylko przekazana”, trener nie ukrywa prawdy, więc i reakcja ludzi z zewnątrz, dziennikarzy jest dość oczywista. „Halo, jak to? Leković jeszcze dwa tygodnie temu, na inaugurację ligi, biegał po boisku w Ekstraklasie, a mimo tego z trenerem ani słowa? Żadnego „co o tym myślisz? A może byśmy go do rezerw przesunęli?”. Nic, zupełnie.

Oczywiście, zaraz po tym rusza fala wyjaśnień pracowników Lechii.

Brzęczek mówi: „decyzje nie były ze mną konsultowane”

Reklama

Rzecznik na to: „decyzje były konsultowane z trenerem”.

Robi się wesoło.

Dalej dowiadujemy się od niego, że za kształt kadry odpowiada zarząd klubu, a trener ma z niej wybrać tylko skład meczowy i podstawową jedenastkę. Taki selekcjoner – o dość ograniczonych możliwościach. Na łamach „Przeglądu Sportowego” wypowiada się też Marek Jóźwiak. Oświadcza, że decyzja była podyktowana faktem, że kadra Lechii koniecznie musiała zostać zawężona, bo przecież w trzydziestu nie da się trenować. „Nie są skreśleni, mogą wrócić”, mówi o dwójce zawodników. Pytanie: kiedy? Jak zechce tego trener? Czy dopiero, kiedy kadra zostanie odchudzona, przy czym Brzęczek znowu nie będzie miał wiele do gadania? Nie trzeba zjeść na piłce zębów, żeby stwierdzić, że nie wygląda to na ideał zarządzania. 

Jóźwiak ma rację w jednej kwestii – kadra Lechii rzeczywiście robi się już dosyć monstrualna. Mogliby sprezentować po jednym zawodniku każdemu klubowi w Ekstraklasie, a i tak na 18-stkę meczową by starczyło. Pytanie: czy to tylko oznaka dobrobytu, czy jednak w dalszym ciągu przechowalnia?

Przychodzą; Haraslin, Marić, Maloca, Marković.

Odchodzą: Bougaidis, Friesenbichler, Malbasić, Miranda, może Colak.

Reklama

Do rezerw: Valente, Kazlauskas, Leković

Tak naprawdę, ciągle wygląda to na giełdę sprzętów używanych, tylko Mila, Wojtkowiak, Mak i reszta tych, których dobrze znamy, ocieplają jej wizerunek i nadają dużo bardziej ludzkiej twarzy. Jasne, jakościowo ona jest jest bez porównania lepsza niż była na początku, po absurdalnym zaciągu numer jeden, ale jaka będzie ostatecznie – kto by próbował odgadnąć. Nawet Brzęczek nie próbuje. Jóźwiak za to ochoczo deklaruje: „do końca okna transferowego jest jeszcze trochę czasu”.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...